czwartek, 30 lipca 2020

Kwarantanna - do biegu, gotowi, start!

Trafiłam na kwarantannę, a wraz ze mną moi domownicy. W zasadzie to nie wiem, jak to skomentować. Odcięcie mi nie przeszkadza, mam co robić w domu i na posesji. Czekam na test.  Gdy tylko informacja o moim "areszcie" poszła w świat, od razu otrzymałam wiadomości, że jak mi będzie czegoś potrzeba, to mam dzwonić  i już. To miłe! Bardzo! Był też kontakt trochę mniej miły, od osób, z którymi się spotkałam... Mam nadzieję, że mi wierzą, że gdybym teraz wiedziała to, co dziś wiem, to siedziałabym na tyłku... Serio, nie jest moim marzeniem mieć "koronę" ani zarazić nią innych. Ech, marzył mi się też urlop, już nawet miałam w ręku odpowiedni wniosek, a tu zonk. Jest wolne, ale nie takie, jakie sobie wymarzyłam. I co z tego, że chodziłam w maseczce i rękawiczkach (kościół - jako jedyna, sklep - często jako jedna z nielicznych) i starałam się unikać większych skupisk ludzkich, skoro wirus krył się niemal "pod nosem"... Teraz przechodzę etap lekkiego buntu i obaw, co będzie jeśli będę pozytywna. Nie chcę trafić do szpitala i nie chcę, by moi domownicy ucierpieli.

piątek, 3 lipca 2020

Pracowity piątek

Czosnek wykopany. Gałęzie jabłoni podparte, by nie złamały się pod ciężarem owoców. Bób zerwany, częściowo. Zaproszenia dla przyjaciółki ogarnięte. Pranie zrobione i rozwieszone. Zakupy za mną. Trawa skoszona. To był pracowity piątek.
Korci mnie, by zacząć nagrywać podcasty...ale czy ludzie chcieliby mnie słuchać?...