sobota, 31 grudnia 2016

Za i przeciw

Cieszę się, że rok 2016 się skończy już za pół godziny. Bardzo się cieszę. Nie mam siły na podsumowanie minionych 365 dni. W nowy rok wchodzę jako kłębek nerwów i oaza niepewności. Mam dwa marzenia - znaleźć pracę i żeby w 2018r. zmieniła się władza... Polityka jest syfem i bagnem. Jestem jej ofiarą, banitką i człowiekiem z etykietką opozycjonistki. Najśmieszniejsze jest to, że nigdy się do polityki nie mieszałam... I nie zamierzam tego robić! Nie kłaniam się w pas możnym tego świata i czynić tego nie będę.
Potrzeba mi czasu na wylizanie raz i odreagowanie zranień... I chyba przestanę być miła, bo skoro inni dla mnie nie są... I zacznę w sobie pielęgnować zazdrość i zawiść. I będę snuć intrygi, siać plotki, ranić wszystkich słowem i czynem. Będę niszczyć cudze marzenia, przeszkadzać w realizacji planów, siać ferment i niezgodę. Będę dążyć do celu po trupach i przestanę szanować innych. Będę chamska, wredna i złośliwa, pyszna, prostacka i grubiańska. Zamknę się w swoim świecie i będę podsycać nienawiść wobec wszystkiego i wszystkich....
***
O, nie! Nie będę! To nie jest dla mnie! Zmęczyło mnie już samo pisanie o tym, jaka mogłabym być, gdybym przeszła na "ciemną stronę mocy". Ja tak nie chcę! Proszę Boga o dar wybeczania i oto, by i mi przebaczono. Nie jestem idealna, ale jest we mnie jakieś dobro i właśnie to chcę rozwijać! Mniej marudzenia więcej działania albo chociaż pozytywnego myślenia!
Niech Wam się szczęści i dobrze wiedzie, Kochani!

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Słodko-gorzko

Zmęczona jestem uszkami, barszczykiem, pierogiami i śledziem. Na szczęście choinka i pogodne, kolorowe światełka dawały wytchnienie i jakoś tak się raźniej robiło na sercu, gdy na nie patrzyłam. Postanowiłam sobie zrobić świąteczny prezent i wybaczyć wszystkim, którzy sprawili, że te 365 dni było tak trudnych.... To był ciężki rok emocjonalnej rzeźni, który kończy się średnio na jeża. Wielu rzeczy nie rozumiem... zwłaszcza metod wychowawczych pewnej osoby, polegających na karaniu 5-letniego szkraba tym, że nie może pojechać do ukochanych dziadków, choć szykował się do wyjazdu cały dzień. A dziadkowie czekali na te odwiedziny z takim samym utęsknieniem... Może łatwiej by było to przełknąć, gdyby nie chodziło o spotkanie pierwszego dnia świąt... Brrr...
***
A z radosnych wieści... jestem narzeczoną :)! 22 grudnia otrzymałam pierścionek :).

czwartek, 15 grudnia 2016

Radość

Czasami "gubię" dni, wydaje mi się, że jest wtorek, a w rzeczywistości mamy czwartek. Takie tam przeskoki. Kilka razy się na tym złapałam, raz czy dwa nawet w rozmowie z koleżanką. Traktuję to jako "uroki" bezrobocia. :) Podobnie jak i to, że Urząd Pracy czegoś nieustannie ode mnie chce, a ja biegam z językiem na brodzie, żeby te ich zachcianki spełnił, czyli dostarczyć dokumenty, a potem jeszcze raz odbyć wyprawę do byłego pracodawcy, by poprosić o poprawkę czy uzupełnienie, bo coś jest nie tak. Jestem szczęśliwa, bo wczoraj udało mi się wyjaśnić pewną sprawę bez konieczności kontaktowania się z eks - dyrekcją. Jupi!

sobota, 10 grudnia 2016

Pierwsze WOW

Pierwsze urodzinowe "WOW" za mną. To był wspaniały dzień! I jestem w szoku, że otacza mnie taka miłość. Najpierw pan Z. przybył do mnie z tortem (mega wielki, upieczony przez jego mamę i wytrzymały - przejechał ok. 300 km!!!) i ogromnym bukietem kwiatów. Kwiatów w ilości 32 (zgodnie z moim wiekiem), a wśród nich goździki, gerbery, roże - piękny! I moja siostra przyjechała...z drugim tortem i drugim bukietem, i okolicznościowym upominkiem. Pięknie za to dziękuję!  I szampana też przywieźli. To takie miłe mieć urodziny, na razie wszystko jest tak, jak sobie wymarzyłam, a właściwie to rzeczywistość okazała się piękniejsza niż to, co sobie wyobrażałam. A marzyłam "tylko" o tym, by...nie być sama w ten wyjątkowy dla mnie dzień....
No i kot się znalazł, przybiegł rano stęskniony i prosił się, by otworzyć mu wrota jego domku. Jest pięknie :)

piątek, 9 grudnia 2016

W urodzinowym nastroju

Padam na pyszczek po pracowitym dniu, który się jeszcze nie skończył, ale postanowiłam zrobić sobie przerwę. Od rana do 15:00 nie było prądu więc wzięłam się za robotę i tym sposobem upiekłam ciasto (może w weekend ktoś wpadnie, wszak w niedzielę moje urodziny), zrobiłam pierogi i gruntownie posprzątałam w pokoju (przedurodzinowo i przedświątecznie). Muszę jeszcze tylko odkurzyć (bez prądu się nie dało) i będę mogła zająć się sobą (czyt. malowanie paznokci itp.). Ostatnie dni dostarczały mi wielu wrażeń, niekoniecznie miłych i przyjemnych, dominujące było uczucie lekceważenia i rozczarowanie. Dotyczy to zwłaszcza relacji z kimś, kogo uważałam za przyjaciela. Miałam nawet ochotę wykasować jego numer, ale wieczorem zadzwonił i chyba do niego dotarło, że przegiął. No, ostatecznie, trwam w postanowieniu, by trzymać tę osobę na dystans.
I jest mi smutno, bo mój kot się gdzieś zapodział. Podejrzewam, że padł ofiarą dwóch lisów, które wczoraj się pojawiły na moim podwórku. Smutno mi, domownikom też, ale może jeszcze Czarnuch się znajdzie...
Finansowo cienko przędę. A własciwie to nawet nie przędę tylko niecierpliwie i  lekko desperacko oczekują na przelewy wynagrodzeń za kilka ostatnich zleceń. A  te nie przychodzą. Podejmując decyzję o odejściu z pracy, byłam świadoma, że odcinam sobie źródło stałego dochodu i staram się spokojnie znosić obecną sytuację. Jeśli mam zrobić jakiekolwiek zakupy, najpierw sporządzam listę, a potem wybieram to, co najważniejsze i konieczne. Właściwie to zawsze tak robiłam i uważam to za bezcenny nawyk. A jak się tak dobrze zastanowić, to wiele do szczęścia nie potrzebuję. Oczywiście, byłoby zupełnie inaczej, gdybym musiała się sama utrzymywać, opłacać czynsz, rachunki itp. Podziwiam osoby, które to ogarniają!

środa, 30 listopada 2016

kontratak

Od dziś jestem zarejestrowana w PUP-ie.  Najważniejsze, że jestem ubezpieczona. Pracę mam nadzieję znaleźć sobie sama. No i będzie zasiłek, ale dopiero na koniec lutego. Taka forma kary za to, że ośmieliłam się złożyć wypowiedzenie. Ech, a zdawało mi się, że karę ponosiłam w pracy przez ostatnie dwa lata... Było, minęło. Dobrych chwil też było sporo, ale odejść musiałam - taka sytucja. Dwa dni temu otrzymałam od pewnej znajomej podziękowanie za zaproszenie na spotkanie w mojej byłej pracy i potwierdzenie, że z tego zaproszenia skorzysta. Odpowiedziałam, że bardzo się cieszę, ale to nie moja sprawka, bo już tam nie pracuję. Była totalnie zaskoczona i odpisała, że szkoda, i że ona sobie nie wyobraż "X" beze mnie. A ja byłam jeszcze bardziej zaskoczona, że nie wiedziała o moim odejsciu. Przecież mieszkamy na prowincji, wszyscy się tu znają, a wieść o mojej decyzji obiegła okolicę lotem błyskawicy. Cóż, jak widać, znajoma musiała mieć piorunochron :).
Z innej beczki... Babka Swatka kontrakatuje! Pisałam o niej nie raz, żaląc się, że jej życiowy cel to znalezienie mi chłopaka. Nie wiem czy wspominałam, że moją siostrę też chciała wydać za mąż... Siostra się wybroniła, ja znalazłam pana Zet, a ta upierdliwa niewiasta płci żeńskiej ostrzy sobie pazurki na kolejne dziewczyny z mojej rodziny. Matko kochana! LITOŚCI! Postanowiłam jednak nie wdawać się w kolejną przykrą kłótnię na temat Babki z moją mamą. Poprosiłam tylko, by mama  odpuściła i nie mieszała się w sprawy sercowe wspomnianych dziewcząt. Wierzę w jej zdrowy rozsądek!




środa, 23 listopada 2016

Pokój

Jest dobrze, dobrze jest. Mimo braku stałego zatrudnienia na brak zajęć nie narzekam. Opracowuję dokumenty niezbędne do założenia stowarzyszenia. Trochę piszę, coś za kasę, reszta dla przyjemności. Chodzę na warsztaty aktorskie. Poświęcam czas rodzinie. Czuję, że powolutku rozwijam skrzydła skrępowanego do tej pory grubą liną. Łapię "fuchy". Jestem spokojniejsza, wysypiam się, choć śpię o wiele krócej. Cieszę się, bo być może rodzi mi się nowa przyjaźń.

niedziela, 20 listopada 2016

Weekend

Mam ostatnio "fazę" na malowanie paznokci i granie w "Hirosa". Właściwie to na tych dwóch czynnościach upłynął mi weekend. I na sprzątaniu,  gotowaniu oraz przyjmowaniu gości. Innymi słowy, mam dużo wolnego czasu, który wcale nie jest wolny, bo ciągle coś się dzieje. Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia w temacie mojej pracy. Na razie przeglądam różne oferty i skupiam się na pisaniu tekstów na zlecenie. Mam termin do końca listopada, mam nadzieję, że zdążę. Zdążę na pewno, o ile nie zacznę grać w "Hirosa". To się nie kończy dobrze, bo gra jest mega wciągająca, a te wszystkie stworki przeurocze. Gratuluję autorom i zazdraszczam wyobraźni...
Miałam się wybrać na zakupy, zostałam w domu i zamówiłam tych parę drobiazgów przez internet. Wizyty w drogeriach mnie strasznie stresują, a zwłaszcza w tych z sieci na "R". Mam wrażenie, że ochroniarze nieustannie podejrzewają mnie o niecne zamiary, a ekspedientki paraliżują nadmiernym zainteresowaniem i oferowaniem pomocy. Wiem, rozumiem, taka praca, ale to plus fakt, że do świata kosmetyków pasuję jak wół do karety, sprawia, że każda wizyta jest dla mnie mega stresująca.Cieszę się więc, że tym razem nie musiałam się fatygować do sklepu osobiście.



czwartek, 10 listopada 2016

Moszczę się

Trochę mi się tęskni za pracą. I zaczyna do mnie docierać, że to się naprawdę skończyło. Nie jestem na urlopie. Jestem bezrobotna. Staram się jednak nie poddawać pesymistycznym wizjom i kreatywnie spędzać czas. Wczoraj nawet się udało. Irytowalam się, że mam fajne biurko, ale kiepsko mi się przy nim pracuje. Cóż, wystarczyła zmiana krzesła na ciut wyższe i problem rozwiązany, a pisanie ruszyło "z kopyta".
Dziś też mam zamiar trochę popracować, ale najpierw sprzątania. Zastanawiam się, co zrobić z moją torbą animatora, pełną różnych gadżetów do animacji. Chyba muszę je upchnąć w jakiejś szafce. Może jeszcze kiedyś mi się do czegoś przydadzą. A nawt jeśli nie, to skorzystają (jak zwykle) dzieci z rodziny albo dzieci znajomych, które chętnie do mnie przyjeżdżają, wiedząc, że Ciocia ma zawsze jakiejś fajne zabawy. Uwierzy mi ktoś, że nie przepadam za dziećmi? Nie, no! Żart! :) Ale to, że jestem nieśmiała to już szczera prawda. Tylko... dlaczego nikt w to nie wierzy?
Dokonałam lekkiego przemeblowania w pokoju. Przesunęłam szafę i wstawiłam stolik obok lustra. Tym samym "uwolniłam" dodatkowe gniazdko elektryczne, co jest wiadomością pozytywną. Swój zbiór kolczyków ulokowałam w innej szkatułce, a nią samą postawiłam na wspomnianym stoliku. Przeraża mnie to, że gubię kolczyki, nawet te tzw. śrubki. Ubolewam, bo straciłam już kilka par, które naprawdę lubiłam. Co zrobić, by nie gubić?
Meblościanka odetchnęła z ulgą, gdy cały księgozbiór przeniosłam na regały i teraz... świeci pustkami. Trochę mi się nie podoba ta wolna przestrzeń, ale nie będę jej na siłę zagracać. Nie widzę w tym sensu.

wtorek, 8 listopada 2016

Wtorek

Nosa dziś na dwór nie wystawiłam. Zamierzam pozbyć się mojego przeziębienia i chyba po raz pierwszy w życiu przedkładam zdrowie nad zobowiązania i powinności. Do tego stopnia, że kompletnie zapomniałam o spotkaniu, w którym miałam dziś uczestniczyć i które było zapisane w moim kalendarzu grubymi literami. Tracę poczucie czasu. Byłam święcie przekonana, że spotkanie ma być w środę... No, jednak nie...
Próbuję twórczo spędzać czas. Piszę zlecone teksty. Uzupełniam pamiętnik. Przeglądam oferty pracy. Mam ambicję podszkolić się trochę w gimpie, ale na razie na "chceniu" się kończy. Zastanawiam się też jak ogarnąć wieczny nieład w moim pokoju. Szkoda, że odwykłam od czytania książek. Nie chce mi się tego robić. Mam dużo czasu na rozmyślania. Myślę więc. I chciałabym jakoś ładnie zagospodarować moje życie. Dzień zaczynam od jutrzni, jakoś tak lżej potem. Straciłam węch - uroki kataru. Gardło nadal drapie. Delektuję się miodem, jem czosnek i na tym koniec. Nie mam żadnych tabletek. Samo mi przejdzie. Namiętnie pozbywam się zbędnych przedmiotów, to się staje chyba powoli moim "fetyszem". Palę zbędne notatki, ciuchy wynoszę na strych, inne pakuję, żeby oddać do budek Caritasu. Uszkodzone kabelki, puste pojemniki po tuszach, stare baterie zbieram do jednego pudełka. Gdy pudełko się zapełnia, wynoszę je do samochodu i jeździ ze mną, aż natrafię na punkt, gdzie można się pozbyć takich rzeczy. Daje mi to namiastkę poczucia, że dbam o środowisko w minimalnym stopniu.
W relacjach z ludźmi popadam w skrajności... wyrażam swoje zdanie i wkurzam wszystkich lub nie odzywam się w ogóle, żeby kogoś nie wkurzyć. Ciężko mi to wypośrodkować. Jak powiem za dużo, to potem wkurzam się sama na siebie.


niedziela, 6 listopada 2016

Smuteczki Marteczki

Pożgnanie z załogą firmy już za mną. Podziękowaliśmy sobie wzajemnie, posiedzieliśmy przy kawie i cieście, i ruszamy... Oni do codziennych obowiązków zawodowych, a ja ku nowemu etapowi życia. Moim pierwszym przystankiem był Urząd Pracy. Nie, nie zarejestrowali mnie tam, kazali przyjść na koniec miesiąca i dostarczyć zaświadczenia o wynagrodzeniu za lata, które przepracowałam na umowę zlecenie. Cóż, będę się musiała więc zgłosić do mojej byłej już szefowej. Jupi...
Byłam też na koncercie, po raz pierwszy od bardzo dawna. I...było okropnie. Sam koncert świetny, ale... Półgodzinne opóźnienie (mogłam się go spodziewać) spowodowało, że musiałam wyjść po 35 minutach, żeby zdążyć na pociąg. Wsiadłam do tramwaju i ... dojechałam do zajezdni na przeciwległym krańcu miasta. Potem znalazłam inny, ale na pociąg nie zdążyłam i w efekcie musiałam czekać blisko 2 godziny na następny. Zamiast wrócić do domu ok 22, byłam grubo po północy. Do tego zmarzłam strasznie i efekt jest - gorączka, katar  drapanie w gardle. Nie mogę się rozchorować, bo mam dużo ważnych spotkań w tym tygodniu. A jak znam życie... będę uziemiona na długo.
Uzupełnienie: nie chciało mi się jechać na tę imprezę i wszystko mówiło, żebym nie jechała, nie posłuchałam intuicji i mam nauczkę :-).
A tak serio...nic mi się nie chce. Nic! Nawet ścielenie łóżka uważam za czynność zbyt skomplikowaną i zbędną. Ale...uporządkowałam papiery własne, zgromadzone w kilku opasłych segregatorach. Poprawiło mi to nastrój na chwilę. I wróciłam do zwykłego przygnębienia, którego mam już serdecznie dość, ale nie wiem, co z nim zrobić. Ot, taka dola pesymistki.
Weekend przyniósł jeszcze kilka mało fajnych momentów, ale nie będę się o nich rozpisywać. Podobno, co nie zabije to wzmocni.
Eeee, coś mi trochę spuchła prawa ręka, tak poniżej kciuka. O co "kaman"?

niedziela, 30 października 2016

O sprawach ducha

Na brak zajęć nie narzekam, gorzej z moim samopoczuciem. Staram się nie poddawać marazmowi i lękom, ale nie jest to proste. Cieszę się na uroczystość Wszystkich Świętych, choć wolę przebywać na cmentarzu, gdy nie ma tłumów. Coraz bardziej mnie korci, by rozpocząć Nowennę Pompejańską, ale na razie sama przed sobą wykręcam się różnymi, mniej lub bardziej sensownymi, powodami. A jednocześnie zastanawiam się nad dwoma ewentualnymi intencjami, w których mogłabym się modlić. Która ważniejsza? Jak sobie odpowiem na to pytanie, to pewnie zacznę modlitwę. Żeby było ciekawiej, dzięki mnie, pewna osoba zaczęła "pompejankę". Życzę jej wytrwałości!
A ja, póki co, "odkurzyłam" brewiarz i szukam ukojenia w Liturgii Godzin. Jak czytam psalmy i myślę sobie, że na całym świecie tysiace osób też tak się modlą, to jakoś tak miło i fajnie mi się robi. Zasnatawiam się też nad udziałem w rekolekcjach, ale muszę z tym poczekać, aż będę miała pieniądze. Ostatnia wypłata wpłynęła na moje konto kilka dni temu, a kiedy pojawi się kolejna, wie tylko Pan Bóg.



niedziela, 23 października 2016

Podsumowanie

To był intensywny weekend. I emocjonalnie wyczerpujący. Dużo obserwacji i przemyśleń - tyle zyskałam.

sobota, 22 października 2016

Intencja ~ kulminacja

Msza odbyła się wczoraj. Moja intencja NIE ZOSTAŁA odczytana. Dawno się tak nie ws wscieklam! Miałam ochotę wyjść i trzasnac drzwiami. Chciałam wyjaśnić sprawę  z proboszczem, ale w zakrystii powiedzieli, że będzie jutro. Nigdy więcej nie zamówie   mszy poza moją parafią.
Wkurzyla mnie jeszcze jedna osoba. Prosiłam ją 2 lub 3 miesiące temu, by zamówiła tę mszę osobiście. Obiecała, że to zrobi, ale ostatecznie nie zrobiła. Zostały mi więc meile i telefony... Wczoraj z ust tej osoby padł komentarz pod moim adresem ~ Twoja aplikacja nie zadziałała... Tej osoby też o nic nigdy już nie poproszę. Po raz kolejny przekonuję się, że mogę liczyć tylko na siebie. 

wtorek, 18 października 2016

Intencja - finał

Sprawa z intencją rozwiązana. Napisałam do księdza wiadomość, zapytałam dlaczego nie ma w ogłoszeniach mojej intnecji i się wyjaśniło. Słowo "przepraszam" również padło w odpowiedzi a mi kamień spadł z serca.
Dobra, przyznaję, zdenerwowała mnie ta sytuacja i zasmuciła. Może też dlatego, że w internecie ciągle tylko informacje o tym, jacy księża są źli, niedobrzy, nastawieni tylko na kasę... no i sama tym przesiąkłam. I zapomniałam, że nie brakuje kapłanów, którzy naprawdę są ok i robią masę dobrych rzeczy, o których jednak media miliczą, bo dobro nie jest spektakularne ani sensacyjne. W mojej parafii też duch odnowy. Nowy proboszcz jest z nami od ponad trzech miesięcy i chyba się już trochę zadomowił. Ludzi na mszach jakby więcej. To smutne, że ludzie przestawali chodzić do naszego kościoła, bo irytował ich poprzedni duszpasterz. Wielu miało z nim tzw. kosę i woleli nadrabiać kilometrów, by w niedzielę modlić się w sąsiednich parafiach. Mi też się zdarza bywać u sąsiadów, ale nie przez konflikt, lecz przez to, że dużo fajnych rzeczy tam się dzieje. Kto wie, może i teraz u nas będzie podobnie. Najbardziej cieszy fakt, że obecny proboszcz zasiada w konfesjonale na pół godziny przed Mszą i naprawdę słucha penitentów. Konfesjonał przestał więc być budką z rozgrzeszeniem, a staje się miejscem POJEDNANIA. Co jeszcze? A no, to, że już dwa razy gościli u nas inny kapłani, z którymi proboszcz się przyjaźni, i oni też zasiadali w konfesjonale. Za poprzedniego, odwiedzali nas tylko podczas odpustu albo rekolekcji. To niby kwestie drugorzędne, ale jednak miłe i pozytywne. Trzymam kciucki za Proboszcza i mam nadzieję, że się nie wypali....


sobota, 15 października 2016

Intencja i problem

Nie wiem, co zrobić. Jakiś czas temu zamówiłam mszę w intencji bliskich mi srebrnych jubilatów - małżonków. Po wymianie kilku meili z tamtejszym proboszczem, ustaliliśmy termin i godzinę mszy.Zapłaciłam za mszę ,zrobiłam przelew na konto parafii z wyszczególnieniem za co to.Termin mszy się zbliża, a wczoraj odkryłam, że mojej intencji nie ma w ogłoszeniach parafialnych!Czyżbym przekazała za mało pieniędzy?A może ksiądz nie sprawdził konta? Co powinnam teraz zrobić? Z racji odległości  nie byłam w stanie osobiście pofatygowac się na plebanię.A termin mszy znają już wszyscy zaproszeni na jubileusz.Mało tego,wioze tam rodziców, którzy mają już swoje lata i dluzsza wyprawa to dla nich wyzwanie.Co zrobić???

czwartek, 6 października 2016

Wpis mega osobisty

Rozmemłam się psychicznie. To nie jest mój tydzień. Doświadczenia ostatnich dni sprawiają, że uwidacznia się we mnie to, co najmniej chlubne i najgłębiej ukryte, zwłaszcza kompleksy i niespełnione pragnienia. I jak zawsze w takich momentach - mam ochotę zniknąć (choćby z fb), wyjechać gdzieś "w pi*du" i... pokazać światu na co mnie nie stać. Światu i samej sobie.
Jestem pracoholiczką, która zwolniła się z pracy. Zgroza. Praca dawała mi wiele - możliwość przebywania wśród ludzi, i namiastkę przyjaźni, chroniła przed samotnymi weekendami w domowym zaciszu, pozwalała nie myśleć o prywatnych problemach i czasem od nich uciekać. Wreszcie...dzięki pracy miałam poczucie sensu życia i bycia potrzebną... A jednocześnie moja "ukochana" praca zatruwała mnie i niszczyła od środka. Dziś jestem emocjonalnym wrakiem, nerwowym, spiętym, zestrosowanym i życiowo zdezorientowanym. I stałam się bardzo podejrzliwa względem ludzi, tzn. wydaje mi się często, że wszyscy coś udają, knują intrygi lub w nich uczestniczą. I boję się, że mnie w coś takiego wkręcą albo użyją jako trybika w machinie kombinacji. Czuję się też nierozumiana przez otoczenie. Ale temu się nie dziwię, bo sama siebie nie ogarniam. Ciągle jestem skwaszona, marudzę, narzekam. Gotuję się we własnym sosie. Nie potrafię dostosować oczekiwań do tego, co daje mi życie. Kim ja do cholery jestem?

niedziela, 2 października 2016

Oszalałam?

Październik. Znowu październik, a przecież tak niedawno była wiosna, maj, wakacje... Co się dzieje z tym czasem? Dokąd i dlaczego tak strasznie pędzi? Dokąd zmierzam ja? Tak - sezon jesiennych "rozkmin" uważam za otwarty! Etap, na którym obecnie jestem, określiłabym jako "Stawianie życia do góry nogami". Zwolniłam się z pracy - to początek rewolucji. A w oczach sporej części rodziny - przejaw szaleństwa i nieodpowiedzialności. "No, bo jak to, przecież kto normalny rezygnuje z umowy o pracę na czas nieokreślony? No, pewnie przesadzasz, życia nie znasz, wszędzie się zdarzają tacy szefowie/współpracownicy/ludzie. A masz już coś na oku? No, jak to??? Nie masz innej pracy?" I tak w kółko. Dlaczego nikt nie próbuje nawet mnie zrozumieć? Przetrwałam w sumie czterech szefów i trzech "szefów szefów" więc mam skalę porównawczą. Wiem też o życiu ciut więcej niż nic i mam prawo opuścić miejsce, które mi nie sprzyja. Nie wiem, co będzie ze mną dalej, ale chyba wypadałoby, by rodzina okazała więcej zrozumienia... Boję się, że nie znajdę pracy i mam pełną świadomość, że w moim "fachu" ciężko dostać pracę. Czeka mnie niechybne przebranżowienie, ale może nie będę już musiała pracować w weekendy czy inne wolne dni. Nie będę też musiał zbierać śmieci, nosić ław i stołów, składać i rozkładać namiotów...a to uraduje mój kręgosłup. Ufam, że mój słuch też poczuje ulgę... Nie będę już musiała czuwać przy scenicznym nagłośnieniu (a ono ma moc!), ani słuchać wrzasków jednostek o cholerycznym usposobieniu ;).
Mam pewien plan, który być może, zacznę wcielać w życie od nowego roku. Może nie jest on doskonały, ale jest MÓJ i to wystarczający powód, bym podjęła próbę realizacji.

sobota, 1 października 2016

Rocznice

Już niebawem kolejne 25-lecie ślubu w mojej rodzinie. Trzeba przygotować  prezent. Będzie on utrzymany  w konwencji slodyczowo  graficznej, tak jak poprzedni, o którym pisałam wcześniej. Ale będzie inny i jeszcze bardziej wyjątkowy, taki mam plan :-). Inna kwestia, 25 lat razem to mega wyczyn. Wytrzymać z tą samą osobą ćwierć wieku... kosmos totalny. A ci jubilaci wciąż się kochają i dbają o tę miłość. Szacun :-)! Mój poprzedni proboszcz zawsze podkreślał, że trzeba celebrować różne, ważne dla nas rocznice. Mądra rada. Człowiek uświadamia sobie wtedy najlepiej, że został obdarowany, ze ma za co dziękować, i że kolejne dni,miesiące, lata może przeżyć jeszcze lepiej. Ja też mam swoje rocznice, choć nie mam męża. Pamiętam kilka dat przełomowych momentów mojego życia i mam zwyczaj spędzać te dni po swojemu. Nikt nie musi wiedzieć, że kiedyś tego czy owego dnia coś mnie spotkało, ważne, że ja wiem i pamiętam :-).

czwartek, 29 września 2016

Opieprz

Dostałam opier*ol za niewinność. Wiem, wszyscy tak mówią, ale ja naprawdę nie zasłużylam. Mało tego, nakrzyczano na mnie i na osobę, z którą nad czymś pracowałam, w obecności pięciu osób. I wszyscy byliśmy w jednym wielkim szoku. Ja, poza szokiem, bylam tez wkur*iona. Rozżalona. Zawstydzona. Zażenowana. Zaataowana z nienacka. Musiałam słuchać wrzasku tylko dlatego, że ktoś nie był w stanie spokojnie powiedzieć, że ma dla mnie pilne zadanie. No, nie. Takie postawienie sprawy byłoby za proste. A może za trudne. Nie wiem, nigdy nie zostałam tak potraktowana. No, ale w sumie to nie ja się ośmieszyłam...Ja straciłam tylko dobry humor i zapał. A może to odpowiedź na moje rozkminy o porzuceniu pracy - znak, że dobrze zrobiłam... Za tydzień będę wolna... Za tydzień... za 7 dni...

wtorek, 27 września 2016

Dotarło

Od listopada będę bezrobotna. Zaczyna to do mnie powoli docierać i choć wiem, że podjęłam jedyną słuszną decyzję, to zaczynam się coraz bardziej martwić, co ja zrobię jak nie znajdę innej pracy. Dobra, prawda jest taka, że czuję się jak emerytka, jak wrak, jak ktoś, po kim przejechał czołg, a potem walec drogowy. Tak właśnie się czuję. Walczyłam ile się da i już więcej z siebie nie wykrzesam. Wszystko się zmieniło, niestety, na gorsze. Odchodzę więc z podniesioną głową, ale i z lękiem, co będzie dalej. I chyba jedyną osobą, która wierzy, że jednak będzie dobrze, jest moja mama. I za to jestem jej bardzo wdzięczna....

poniedziałek, 19 września 2016

Rocznicowo, urodzinowo

Znalazłam lekarstwo na moją bezsenność - oddawanie się twórczej inwencji! Brat i bratowa obchodzili 25. rocznicę ślubu więc chciałam dać im prezent. Było to nie lada wyzwanie, bo mają wszystko, a przecież nie kupię im miksera albo wieszaka na ręczniki. Postanowiłam więc stworzyć coś własnoręcznie. Kupiłam cukierki, dokładnie 25 (zgodnie z ilością wspólnie przeżytych lat)  i do każdego z nich przyczepiłam serduszko z cytatem o miłości, a potem wszystko wsadziłam do niedużej torebki. Drugim prezentem był obrazek w antyramie. Na obrazku tym umieściłam zdjęcie Małżonków z dnia ich ślubu, kilka małych, kolorowych grafik (amorek, szampna, gołąbki i serduszka) oraz tekst "Hymnu o Miłości" św. Pawła Apostoła. Kompozycję wydrykowałam na papierze wizytówkowym i umieściłam w ramce, a następnie zapakowałam w celofan. Wyszło ciekawie i oryginalnie, Jubilatom się spodobało, a to chyba najważniejsze.
Tak się złożyło, że w ten sam weekend miałam się zająć dziećmi podczas urodzinowej imprezy znajomego 4-latka. To był mój debiut urodzinowy więc chciałam się dobrze przygotować. Potrafię skręcać zwierzątka z długich, wąskich balonów to też ta atrakcja była gwarantowana. Ale co dalej? Chusta Klanzy! Koniecznie i obowiązkowo. Dzieciaki ją uwielbiają! A jesli ktoś ma do tego jeszcze tutel to już w ogóle rewelka. Pogoda była niepewna więc opracowałam sobie wariant awaryjny i potencjalne zabawy w domu z wykorzystaniem piłeczek do ping-ponga, hula - hop i wytłaczanek. Wisienką na torcie miało być przyczepianie ogonka osiołkowi. Musiałam się nieźle nakombinować, żeby przygotować wspomnianego zwierza odpowiednich rozmiarów i to bez użycia drukarki A3...ale się udało. Porządnie, w moim mniemaniu, przygotowana pojechałam na ten kinderbal i wszystko byłoby super, gdyby nie padało. Musieliśmy zostać w domu i tak poprawdzie nie miałam tam za wiele do roboty, bo dzieci zajęły się sobą i były średnio zainteresowane tym, co dla nich miałam (oprócz balonów i chusty, pod którą się chowały). Cóż, jakieś doświadczenie dzięki temu zdobyłam i wyciągnęłam następujące wnioski:
- nie będę się podejmować "gościnnych występów" na urodzinach 4-latków, chyba, że będą to dzieci z mojej rodziny
- pogoda psuje plany
- balony zawsze się sprawdzają
- jeśli intuicja mówi od razu, żebym się czegoś nie podejmowała, to muszę jej sluchać.

niedziela, 28 sierpnia 2016

Uśmiech

Zostałam zawstydzona na rodzinnym spotkaniu. Udałam, że to nic takiego, ale teraz siedzę i przeżywam. Choć wszyscy zebrali się w jednym miejscu, aby uczcić pamięć kogoś, kogo nie ma już z nami od roku, to jakimś dziwnym trafem "na tapetę" trafiło moje życie osobiste. I to było smutne. Nie lubię, gdy grono szczęśliwych, spełnionych ludzi dysputuje o moich sprawach i udziela mi bezcennych rad, których nie potrzebuję. Nie lubię też sytuacji, gdy muszę robić dobrą minę do złej gry i udawać, że wszystko jest ok, podczas gdy serce mi się kraje. Ale cóż, tę sztukę opanowałam niemal do perfekcji więc obyło się bez rodzinnej awantury, wyrzutów mamy, że narobiłam jej wstydu czy że palnęłam coś głupiego. Ogólnie, miłe spotkanie. Dobra kawa i smaczne ciasto.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Kres

Chciałabym coś napisać, ale nie wiem, co. Patrzę i widzę, że ten blog istnieje już od ponad czterech lat. Szmat czasu. O upływie czasu przypominają mi także pojedyncze siwe włosy na mojej własnej głowie. A przecież nie tak dawno chodziłam do liceum... Masakra jakaś!
Od lipca mamy nowego proboszcza. Współczuję mu, że z wielkiego miasa trafił na taka prowincję, ale z drugiej strony, potrzeba nam było zmiany i kapłana dla wszystkich, a nie tylko dla tych, którzy dokonali czegoś istotnego lub mieli dr czy prof. przed nazwiskiem... Poprzedni proboszcz "szaraczków" jakoś nie dostrzegał. Smutne, ale prawdziwe.
Trwam sobie na wypowiedzeniu. W mojej JESZCZE obecnej pracy spędziłam prawie 9 lat. Szmat czasu. Praca ta jest czymś najlepszym, a zarazem najgorszym, co mnie w życiu spotkało. Kocham ją, a jednocześnie nie znoszę. Ale nie mogę już tam dalej być. Za dużo się pozmieniało, niestety na gorsze. Smutno się patrzy na marnowanie dorobku wielu wspaniałych ludzi. Pomijam fakt, że wokół szerzy się zło, nienawiść, plotki, szantaże i intrygi... Ciężko jest, ale staram się jak mogę, bym i ja nie zaczeła nienawidzieć... To by oznaczało kres mojego człowieczeństwa. Tego się boję. Muszę chronić siebie, chyba w końcu czas na to po 32. latach.

czwartek, 4 sierpnia 2016

Wypowiedzenie

Złożyłam wypowiedzenie. Czekam, co będzie dalej. Współpracownicy w szoku. Czas na zmiany.

wtorek, 26 lipca 2016

Przed

Jutro lub pojutrze zamierzam złożyć wypowiedzenie. Czy jestem gotowa na ten krok? Nie wiem, ale już tak dłużej nie dam rady. No, chyba, że zdarzy się cud i pewna osoba wróci do pracy... Strasznie pokręcone to wszystko, ale wiadomo - lipiec! Nienawidzę lipca, bo co roku przynosi mi on istny armagedon...
Czy będę tęsknić? O, tak! Wszak w obecnej pracy spędziłam prawie 9 lat... Dziś lub jutro zamierzam uporządkować kilka szuflad, a potem...już spokojnie trwać na wypowiedzeniu. Taki jest plan, ale jak znam życie, to wszystko się pochrzani.

niedziela, 17 lipca 2016

Sprawy

W sprawach zawodowych wszystko się pogmatwało.
W sprawach sercowych - równia pochyła.
W sprawach prywatnych - ha, ha, ha - nie mam życia prywatnego :/
W sprawach rodzinnych - króluję. Małoletni krewniacy płaczą, gdy nie mogą do mnie przyjechać, a jak przyjeżdżają, to nie chcą potem odjeżdżać. Mając doświadczenie zawodowe w zakresie aimacji czasu wolnego najmłodszych, zawsze wymyślam brzdącom jakieś zajęcia. A to, co wymyślę w domu, często wykorzystuję w pracy - i wszyscy zadowoleni :).


piątek, 15 lipca 2016

Bałaganiara

Jestem bałaganiarą, przeszkadza mi to i nie umiem tego zwalczyć. Jednocześnie mam manię porządkowanie przestrzeni i usuwania rzeczy zbędnych. Ciekawie, prawda? Efekt jest taki, że w szafie,  szafkach i szufladach mam porządek, ale trochę gorzej jest z zagospodarowaniem tzw. wolnego obszaru w moim pokoju, a blat biurka to już w ogóle żyje swoim życiem :).

piątek, 8 lipca 2016

Trwa przetwarzenie

Porzeczki zerwane i przerobione na dżem.
Poczko-agrest zerwany i przerobiony na dżem.
Ogórki zerwane (czekam na następne) i ulokowane w słoikach.
Ja z katerem i bólem mięśni. Będzie się działo!

środa, 6 lipca 2016

Rozstanie

Podjęłam decyzję i już niebawem rozstanę się z dotychczasową pracą. Mam ku temu wiele powodów, ale gdybym zaczęła je tutaj opisywać to pewnie nikt by nie uwierzył. Podzielę się jednak z Wami "wisienką" z tego tortu - zostałam odsunięta od części moich dotychczasowych obowiązków i przeniesiona do pomieszczenia, które ma tyle wspólnego z biurem, co korytarz w moim domu :).
Fajnie, co nie? :) Teraz mnie to bawi, ale i tak uważam, że zostałam potraktowana po chamsku. "Ale, nic to!" - jak mawiał Pan Wołodyjowski - co nie zabije, to wzmocni.

środa, 29 czerwca 2016

Nie ufam

Nie wierzę już nikomu. Odkryłam/zrozumiałam to wczoraj. Jestem tym faktem zdruzgotana, ale jest to efekt tego, co mnie ostatnio spotyka.

środa, 22 czerwca 2016

Z ufnością

Średnio mi się wiedzie. Nieustannie zadają sobie pytanie: CO DALEJ? Troskliwi doradcy wspólnym głosem, choć niezależnie od siebie, radzą pomyśleć mi w końcu o samej sobie i nie przejmować się konsekwencjami wyborów. A ja... tak NIE UMIEM. Moja decyzja wpłynie na wiele osób i na wiele spraw. Muszę pewne zadania doprowadzić do końca, bo obiecałam i nie chcę złamać danego słowa. Będąc ostatnio w kościele klarysek, trafiłam na takie słowa:

"JEZUS WE WSZYSTKIM POMOŻE JEŚLI UDAMY SIĘ DO NIEGO Z UFNOŚCIĄ"
/Matka Maria od Krzyża/

Słowa piękne, pokrzepiające, ale z moją ufnością tak słabo....



niedziela, 5 czerwca 2016

Dzień kryzysu

Dzień kryzysu mnie dopadł. W końcu. To chyba dobrze. Nie wiem tylko skąd się bierze to, że chce mi się płakać. Bardzo. Dziś Dzień Dziękczynienia. Dowiedziałam się o tym dopiero w kościele. A jak się dowiedziałam to się zdziwiłam, bo to się idealnie wkomponowuje w mój nastrój. Tak czy inaczej - dziękuję, bo mam za co. Ale i żal, bo kończy się pewien rozdział w moim życiu, a ja nie wiem, co będzie dalej. Bardzo nie wiem, tak bardzo jak tylko się da. Jedyne, co mną kieruje to wewnętrzne przekonanie, że na mnie już pora. Kilka razy w życiu przeżywałam coś podobnego i za każdym słuchanie intuicji było najlepszym rozwiązaniem. Jestem jakaś taka ni to przejęta, ni to zniecierpliwiona, ni podekscytowana. Dziwny stan...

piątek, 13 maja 2016

Na rozdrożu

Coś się kończy, coś się zaczyna...
Zmiany są potrzebne, a ja chyba właśnie do nich dorastam, chociaż lekko nie jest. Jeśli zdobędę się na odwagę i odejdę, to nie chcę oglądać się za siebie.
Ufam, że przez kilka minionych lat "wycisnęłam" z życia (w tym konkretnym miejscu), wszystko, co wycisnąć się dało, że nie zmarnowałam żadnej szansy, że nie przzegapiłam żadnej okazji do uczenia się, że nikogo skrzywdziłam i, co chyba najważniejsze, że osiągnęłam wszystko, co osiągnąć się dało.


czwartek, 12 maja 2016

Kalendarium

1 marca - 8 lat od rozpoczęcia pracy
15 maja  - 4 urodziny tego bloga
23 maja - 23 lata od mojej Pierwszej Komunii
3 czerwca - 10 lat od mojego powrotu
28 czerwca - 4 lata od obrony pracy magisterskiej
6 lipca - 2 lata z panem Zet
22 lipca - 2 lata przygody ze sztuką
25 lipca - 4 urodziny "Małolaty"
11 grudnia - 32 lata "na tym łez padole"
21 grudnia - 14 lat za kierownicą

czwartek, 5 maja 2016

Nie

Niesprawiedliwość jest...niesprawiedliwa!
Niefajnie być ofiarą niesprawiedliwości, a ja się nią czuję!!!
Brak asertywności jest do d....!
Nieumiejętność zrobienia porządnej awantury, zamiast sarkastycznych uwag, milczenia i skrywania bólu, też jest kijowa. Nawet nie umiem porozmawiać, tylko się zadręczam.
Ostatnio wszystko mi idzie jak po grudzie.
Majówka miała być TAAAAKAAAA fajna, ale nic z tego nie wyszło. Dobrze, że to wcześniej przeczułam i zrezygnowałam z wolnego dnia. Dobrze czasem posłuchać intuicji...
Ale zawiodłam się jeszcze w jednej sprawie. I nie potrafię się z tym pogodzić. Żałuję, że wcześniej nie wiedziałam, bo wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Konkluzja - z mamunią się nie wygra, nie ma szans. I ciul! Smutne, lecz prawdziwe.
Nic mnie nie cieszy. To przejściowe, ale cięzko mi.
I jeszcze jedna zmiana - proboszcz odchodzi. Czas najwyższy, ale żal, że w niemiłej atmosferze, i  że nie decyzją biskupa, lecz na własną prośbę.
Chciałam się napić czegoś %, mam to i owo w barku, ale dostać się do tego nie mogę, bo zgubiłam klucz. Jak szaleć, to szaleć, he, he.
A z lustra znów patrzy na mnie opasłe babsko, z podwójnym podbródkiem, podgrążonymi oczami i siwymi włosami przykrytymi czekoladową farbą.



piątek, 29 kwietnia 2016

I like it

Lubię muzykę. Lubię jeździć samochodem z radiem na full. Lubię się obijać, lubię kroniki kryminalne i "Wysokie obcasy". Lubię "Arkę" ( katolicka gazeta ). Nudzi mnie "Miłujcie się!". Używam słowa na "k" częściej niż bym chciała, zdarzają się też inne wulgaryzmy. Łatwiej mi komunikać się przez pisanie niż rozmowę. Jestem pamiętliwa. Jestem uparta. Szybko się złoszczę, jeszcze szybciej wzruszam. Jestem bałaganiarą, choć, paradokslanie, lubię porządkować przestrzeń wokół mnie. Zaopatruję się w lumpeksach. Mam kota. Nie jem rosołu, chyba, że sytuacja mnie do tego zmusi. Mam silną słabość do drewnianych szkatułek, oryginalnych notesów/zeszytów i przypinek. Cieszy mnie kwitnący sad i to, że cebula, którą posadziłam, już jest widoczna, i że zimowy czosnek ładnie wybujał. Uwielbiam pierogi. 

sobota, 19 marca 2016

Potrzebna pomoc

W okolicy tragiczne wydarzenia. Motocyklista zginął prowadząc swoją maszynę, a wielodzietna rodzina straciła wszystko wskutek pożaru. Potrzebują dosłownie wszystkiego, jeżeli ktoś z Was chciałby pomóc, proszę o kontakt: martuha84@gmail.com, udzielę wszystkich informacji. Takie sytuacje pokazują ile jeszcze jest człowieka w człowieku i jednocześnie skłaniają do refleksji, co jest w życiu najważniejsze.
A co u mnie?
Dzień prac domowych to miła odmiana po długodystsansowym ogarnianiu spraw zawodowych. Bezskutecznie próbuję znaleźć inną pracę i zastanawiam się czy kiedykolwiek się uda.
Mam już stały dostęp w domu do internetu bez limitu. Jestem głęboko rozczarowana sytuacją, która sprawiła, że musiałam zerwać współpracę z dotychczasowym operatorem. A korzystałam z jego usług od 10 lat...
I jeszcze...
...nie przygotowałam kartek świątecznych.
...nie wiem czy święta spędzę w domu czy u Pana Zet.
... nie wiem co zrobić ze starym autem.


niedziela, 13 marca 2016

Męskie niespodzianki

Intensywny czas, bardzo!
Dużo wyjazdów, spotkań, rozmów. I mnóstwo stresów w firmie.
Mały "psikus" ze strony znajomego ks. Poszłam na Mszę, wszystko było ok do chwili ogłoszeń duszpasterskich. Ich treść mnie rozbawiła i zaczęłam się śmiać. Ale ostatnie zdanie zmroziło mi krew w żyłach...ks poprosił z ambony, abym podeszła do zakrystii. O, wow! Ekhm, zamurowało mnie i zaczęłam żałować, że się "brechtałam". Poszłam jednak, a ks zaprosił mnie do kancelarii. No, jeszcze lepiej - myślę sobie, "opr" mnie nie minie. Usiedliśmy i dowiedziałam się o co chodzi, nie była to reprymenda ;) ( ufff! ). Ksiądz miał prośbę! Było to w zadanie, które nie sprawiło mi trudności więc się zgodziłam. Wyszło dobrze. Po jakimś czasie poszłam znowu na Mszę i ...znowu spadłam z ambony! Tym razem kapłan skierował serdeczne podziękowania w moją stronę! Zamurowało mnie, zupełnie się tego nie spodziewałam. Było mi bardzo miło, wręcz się wzruszyłam! Radość tym większa, że zaangażowałam się zupełnie BEZINTERESOWNIE ( jak zwykle, z resztą ;) ). Każdy, kto ma w sobie ten "gen społecznika, wie co mam na myśli ;)
Wielka niespodzianka na Dzień Kobiet. Przyszedł do mnie do pracy pan z kwiaciarni i powiedział, że ma dla mnie kwiaty. Nie wierzyłam, że są dla mnie, śmiałam się, ale ostatecznie przyjęłam, a co! Winowajcą okazał się Pan Zet <3 :)  

Tego samego dnia wybrałam się na koncert Anity Lipnickiej. Anita jest cudna! Kupiłam płytę, słucham w samochodzie nieustannie. Polecam wszystkim serdecznie! Jak tylko będę miała okazję, pójdę na występ Lipnickiej raz jeszcze :). 
A poniżej rąsia małoletniej krewniaczki - nasze wspólne dzieło ;) Urocze, prawda :D ? 


piątek, 26 lutego 2016

Trudno(ści)

To nie był mój tydzień. Stacjonarnego Internetu nadal nie mam. Poza tym wiele innych, trudniejszych spraw. Najgorsze było chwilowe poczucie pustki i jalowosci mojej egzystencji. Weekend bez Zibiego, a miało być tak pięknie, no i mieliśmy szukać innego dostawcy Internetu dla mnie. Jutro kino, w niedzielę ważne spotkanie. Wypadałoby jeszcze posprzątać, ale po co, skoro i tak szybko pogrąże się w twórczym nieladzie :-) Czekam na kasę za pewne zlecenie, które wykonałam 3 tygodnie temu. Ciekawe czy się doczekam.... jestem padnieta, ale nie senna. Dziwne uczucie.  Odliczam do urlopu. Słucham konferencji o wierze, niektore są dziwne, ale nie brakuje i wartościowych treści.

niedziela, 21 lutego 2016

Sen

Chyba mam coś z głową - śniło mi się, że była wojna i wraz z kilkoma osobami chowaliśmy się przed Niemcami. A oni uskutecznili nocną łapankę i wkroczyli do budynku, co przewidziała któraś z towarzyszących mi osób. Straszne było poczucie bezsilności i strach, które czułam biegając i szukając kryjówki. W końcu postanowiłam ukryć się w łóżku, ale już nie pamiętam czy kazałam się obłożyć pościelą leżąc na łóżku czy w nim, tj. w skrzyni, w której zazwyczaj przechowuje się poduszki i kołdry. I kamuflaż chyba się udał, bo pamiętam, że potem obserwowałam jak "Gebelsiki" wyprowadzają z domu kilku mężczyzn, ale sama nie byłam pojmana. Obudziłam się zlana potem i od razu podziękowałam Bogu, że żyję w czasie pokoju.

czwartek, 11 lutego 2016

Techniczna irytacja w kolorze pomarańczowym

Od tygodnia elektronika robi mnie w konia. Dopada i zaskakuje najgorzej jak się da.

O1. Energetykaa robiła coś z prądem w mojej miejscowości. Wychodząc z domu, nie wyciągnęłam wtyczek z gniazdek. Po powrocie stwierdziłam, że mam spalony livebox, ładowarkę od tableta i zasilacze od tv oraz od telefonu stacjonarnego. Można się ubiegać o odszkodowanie??

2. Od poniedziałku nie mam Internetu! Udałam się ze spalonym liveboksem do pomarańczowego salonu firmowego i okazało się, że nie wymienia mi urzadzenia, bo wg ich danych nie mam aktywnych usług!!!!!!!!! Innymi słowy dostaję faktury, opłacam je regularnie, korzystam z Internetu,a wg operatora nie ma mnie w systemie!!!! Ile się musiałam nagadać, żeby uwierzyli... pomijam fakt, że BOK kazało mi  zabrać do salonu samo urządzenie z zasilaczem, a na miejscu się okazało, że muszę oddać cały zestaw. Czas, paliwo, dzień zmarnowane. Dziewczyny w salonie SUPER CIERPLIWE, mistrzynie po prostu. Ci z telefonicznej obsługi nie wiedzą, co mówią!!!!

3. Spędziłam w salonie firmowym 3 godziny, żeby wyprostować, co się da i wyjaśnić. Zawarłam  nową umowę i wreszcie oddałam spalony sprzęt. Chciałam oddać go już w poniedziałek, ale nie mogłam, bo... nie było mnie w systemie!!!!! Wróciłam do domu sfrustrowana i nieszczesliwa.

4. Po ciężkim dniu wybrałam się z z Młodym do kina. Przejechaliśmy 30 km, kupiliśmy bilety, wsiedliśmy na fotelach i po 15 minutach wyszedł pan,  który powiedział, że NIE OBEJrZYMy filmu, bo.... skończyły im się klucze czy coś. Wyjścia były różne. Stanęło na tym, że obejrzymy polski film o corkach krowach, bo tylko ten mogli puścić. Szału nie było, duży nie urwało. Polskie filmy są dziwne. A my tylko chcieliśmy obejrzeć Alvina i wiewiórki....

5. Obudziłam się dziś z bólem głowy, a przede mną ciężki dzień....

6. Mój stacjonarny komputer wariuje o czym właśnie poinformował mnie biały komunikat na czarnym tle.

czwartek, 4 lutego 2016

Czytanie

Znowu czytam. Na półce przy łóżku kilka książek związanych z wiarą, Karmelem, emocjami,  brewiarz, Pismo św., poezje Kofty oraz powieść fantasy -takie "me gusta". Czytam wybiórczo, jestem leniwa i wybredna. Czasem sięgam po książki naukowe lub podręczniki ze studiów. "Wciągając" obiadu czytuję "Z życia wzięte". czyli lekkostrawną papkę,, która zapewnia rozryweczkę na chwileczkę. Inne gazety, po które sięgam to dwa lokalne tygodniki i katolicka "Nasza Arka". 
Przy śniadaniu i kolacji nie czytam. Przemawiam wtedy ludzkim głosem i rozmawiam z Mamą. O tym, co opisałam w poprzedni wpisie też Jej opowiedziałam. Poczułam ulgę, choć niesmak pozostał.

wtorek, 2 lutego 2016

Powtórka z rozrywki, czyli "opr"

Zastanawiające... Dawno temu, po kilku miesiącach znajomości, ktoś mnie wziął na bok i "sypnął "prosto w twarz wszystko, co mu się we mnie i w moim postępowaniu nie podoba, łącznie z tym, że mam głupkowaty uśmiech, jestem nieprzejrzysta, bo nie mówię, co czuję i takie tam. I jeszcze, że wychodzę poza to, co mi wolno. No, przepłakałam wtedy wiele nocy, czułam jakby się mój świat zawalił i wszystko straciło sens. Najsmutniejsze było przypisanie mi złych intencji i totalny brak zrozumienia! Dużo mnie kosztowało, żeby się pozbierać, ale się udało, choć nadal nie potrafię o tym zapomnieć. Kontaktu  nie mamy od dawna i nie chciałabym mieć go ponownie. Po wielu latach przytrafia mi się podobna "akcja"! Jest nawet fizyczne i trochę psychologiczne podobieństwo między tymi osobami... Ale ja jestem inna! Niesprawiedliwość i krytyka bolą, poziom niezrozumienia ten sam, ale już nie płaczę! Jestem rozgniewana i zasmucona jednocześnie. Ale jest moc, nie histeryzuję już, że wszystko straciło sens, poprzednie doświadczenie ( i wiele innych przejść ) mnie wzmocniły, choć pozostaje niesmak, że takie coś w ogóle mi się przytrafiło. Hmm, dużo myśli krąży mi po głowie, nie umiem ich ubrać w słowa i połączyć w sensowny wpis. Nie chce mi się patrzeć na tę osobę, rozmawiać, przebywać z nią... A może... może atmosfera się teraz poprawi? Może będzie nam łatwiej? Może dzięki temu czegoś się nauczymy o sobie i o innych? A może rzucę to wszystko i pojadę liczyć pingwiny na Magadaskarze :)?

czwartek, 28 stycznia 2016

Tryb "SZWĘDACZ"

Może o tym, pisałam, a może nie... włącza mi się tryb "SZWĘDACZ", co oznacza, że czuję zew, by gdzieś pojechać, pooddychać innym powietrzem, przebywać z innymi ludźmi, trochę pomyśleć, odetchnąć... Ten weekend będzie wyjazdowy. Jutro ruszam, a że trasa dość daleka,  mam nadzieję, że bezpiecznie pojadę i wrócę. A potem, potem chciałabym pojechać na "pustynię", szukam jakiegoś miejsca, może klasztoru, gdzie można pojechać na weekend, korzystać z kaplicy, może z rozmowy z siostrą.... Brakuje mi czegoś, co pomoże mi podbudować moje życie duchowe, a póki nie mam własnej rodziny, nic nie stoi na przeszkodzie, abym "zniknęła" na chwile. :)
W pracy ostatnio ...specyficznie. Wariuję w gwarze i hałasie, nie potrafię pracować, gdy ktoś ciągle patrzy mi na ręce czy też nie rozumie, że mam taki a nie inny styl pracy i nie będę tego zmieniać. W mojej branży liczy się kreatywność, efektywność i dokładność, a ja się tym wszystkim wykazuję, to o co chodzi? Męczy mnie też robienie afery z niczego, a nieprzejmowanie się tym, co naprawdę stanowi problem. Ale, co nie zabije to wzmocni, pocieszam się, że jeszcze tylko 2 lata i 11 miesięcy i nastanie, mam nadzieję, nowa rzeczywistość :)...

czwartek, 21 stycznia 2016

Wymiana książek - OSTROŻNIE

"Potrzebuję co najmniej 6 osób w każdym wieku, aby uczestniczyć w książkowej wymianie! Obiecuję, że to jest tego warte. Nie musisz być w Polsce, aby to zrobić, im dalej tym lepiej. Musisz kupić jedną książkę i wysłać ją do jednej osoby, a otrzymasz około 36 książek w zamian. Daj mi znać, jeśli jesteś zainteresowany, wpisując komentarz, a podam Ci szczegóły wymiany --- i nie jest to spam! " 

****
Moi Drodzy, z uwagi na fakt, że wokół tej akcji jest zbyt wiele kontrowersji, czuję się zobowiązana, aby przedstawić Wam informacje, jakie pojawiły się w sieci i pozwolić, abyście sami wyrobili sobie opinię odnośnie całego przedsięwzięcia. Potwierdza się stare, chińskie przysłowie, że trzeba z dystansem i ostrożnością podchodzić do tego, co znajdujemy w necie.

KLIK 

Emotikon smile

wtorek, 19 stycznia 2016

Oszczędność


 Ludzie zaoszczędzili by mnóstwo sił i energii, gdyby przestali udawać lepszych i ważniejszych niż są w rzeczywistości.

Sposób na zamarznięty zamek

Rano był mróz i nie mogłam otworzyć drzwi od strony kierowcy. Zamek zamarzł. Pomogła suszarka do włosów.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Mętlik

Mam mętlik w głowie. Chodzi o asertywność... Warto czy nie warto, skoro ludzie się obrażają, gdy się odmawia albo wyraża swoje zdanie?
I jak się komunikować z innymi, żeby nie tylko słyszeli, ale i rozumieli, co się do nich mówi?
Jak trzymać nerwy na wodzy, gdy coś idzie nie tak, jak by się chciało?
I jeszcze jedno - wyrażać swoje zdanie nawet wtedy, gdy się wie, że i tak zostanie to olane,czy jednak wypowiedzieć się mimo wszystko?
I dlaczego wszystko idzie jak po grudzie, gdy człowiek zaczyna się starać?

czwartek, 14 stycznia 2016

Wadliwa

To nie był mój dzień.. Dziwnym trafem, od początku roku moje wady nieustannie utrudniają mi życia. Uaktywniają się też przywary, z których do tej pory nie zdawałam sobie sprawy. Plus też jest - wczoraj NIE ZJADŁAM pączka, a dziś NIE ZJADŁAM czekoladek, mam więc silną wolę.

środa, 13 stycznia 2016

Uchodźcy

W skrócie:
My ich nie chcemy u siebie, a oni nie chcą siebie u nas. Więc w czym problem?

piątek, 8 stycznia 2016

Toksyna

Przebywanie z toksyczną osobą sprawia, że zaczyna się promieniować radioaktywną energią i środowisko skażone, a ludzie cierpią.

czwartek, 7 stycznia 2016

Nr rejestracyjny

Jakiś czas temu zmieniłam samochód. Od starego różni się wszystkim - kolorem, wielkością, marką, rocznikiem.
Odwiedziła mnie dawno niewidziana przyjaciółka. Wyjechałam po nią na dworzec nowym samochodem, J. rozsiadła się w aucie i mówi:
- Ty masz nowe auto?
- Yhy.
- No, zauważyłam, że masz jakąś inną rejestrację.
*

Słodkie, prawda :)?

niedziela, 3 stycznia 2016

Ładowanie akumulatora by Martuha

Uzyskałam nową sprawność - podłączenie prostownika do akumulatora, gdy auto nie chce odpalić. Aby tego dokonać, potrzebny jest prostownik i źródło prądu - gniazdko lub długi kabel, który sięgnie do gniazdka. Gdy sprzęt już gotowy, trzeba się podpiąć. Z prostownika wychodzą dwa kabelki z żabkami, jeden z nich ( zazwyczaj czerwony ) oznacza plus i podłącza się go do śruby koło plusa na akumulatorze, analogicznie robi się z drugim kablem ( często czarnym ), z tym, że podłącza się go do śruby przy minusie. I gotowe. Trzeba tylko zapamiętać, że gdy prostownik jest podłączony do prądu, żabki nie mogą się zetknąć, bo zacznie iskrzyć. :) I to właściwie tyle, zostawia się taką instalację na jakiś czas, a potem sprawdza czy auto odpala, oczywiście po uprzednim odpięciu prostownika. To tak w wielkim skrócie. Jest jeszcze druga opcja uruchomienia auta z rozładowanym akumulatorem - można się podpiąć za pomocą odpowiedniego kabla do akumulatora w drugim samochodzie. To też przeszłam :)
A dziś, tak profilaktycznie i za radę doświadczonych kierowców, przykryłam maskę samochodu kocem. Prosty zabieg, który nie zaszkodzi, a może pomóc. I jeszcze jedna rzecz odnośnie mrozu - nie zaciągać ręcznego.

sobota, 2 stycznia 2016

Życzenia :)

Świętuję, piję, jem i oglądam filmy. Życzę Wam, Kochani, wszystkiego, co najlepsze i najpiękniejsze w tym Nowym Roku 2016. Niech Wam się wiedzie, niech się spełniają Wasze marzenia, żyjcie w zdrowiu, szczęściu i miłości.  I nie traćcie czasu na przejmowanie się bzdurami, i na głupie spory - szkoda życia! :)
PS Dotarło do mnie, że moi chrześniacy to już staruchy totalne, jeden skończy w tym roku 15 lat, a drugi 17. Masakra :D