Czasami "gubię" dni, wydaje mi się, że jest wtorek, a w rzeczywistości mamy czwartek. Takie tam przeskoki. Kilka razy się na tym złapałam, raz czy dwa nawet w rozmowie z koleżanką. Traktuję to jako "uroki" bezrobocia. :) Podobnie jak i to, że Urząd Pracy czegoś nieustannie ode mnie chce, a ja biegam z językiem na brodzie, żeby te ich zachcianki spełnił, czyli dostarczyć dokumenty, a potem jeszcze raz odbyć wyprawę do byłego pracodawcy, by poprosić o poprawkę czy uzupełnienie, bo coś jest nie tak. Jestem szczęśliwa, bo wczoraj udało mi się wyjaśnić pewną sprawę bez konieczności kontaktowania się z eks - dyrekcją. Jupi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz