22 dzień "pompejanki" i kryzys! Wczoraj usnęłam w trakcie odmawiania drugiej części różańca i strasznie mi z tym źle. Uspokoiłam się nieco, gdy Dobra Dusza (mająca nieokrzesany charakterek :) )poradziła, bym dokończyła dziś to, czego nie dałam rady odmówić wczoraj i kontynuowała nowennę. Ja się tak bardzo przykładam do tej modlitwy i tak bardzo mi zależy, by dotrwać do końca, że byłabym niepocieszona, gdyby się okazało, że trzeba zacząć od nowa. Pewnie, zaczęłabym jeszcze raz, ale czułabym, że dałam plamę i że mój zapał okazał się słomiany... Nie, nie traktuję odmawiania "Nowenny Pompejańskiej" jak jakiś rozgrywek czy sportowych zawodów, nie tratuję też jej jako maszynki do spełniania życzeń. Przeciwnie, byłam zawsze sceptycznie nastawiona do tej modlitwy i z dystansem przyjmowałam to, że różne znane mi osoby sięgały po nią, by wymodlić taką czy inną łaskę. Cóż, to się zmieniło, gdy i w moim życiu pojawiła się sprawa, której sama nijak nie ogarnę i postanowiłam wezwać pomocy "z Góry". Zaczyna mi też świtać pod kopułką, że to chyba nieważne za bardzo czy się człowiek modli na rożańcu, brewiarzem, z książeczki czy rozmaitymi koronkami, ale najważniejszy, by modlitwa ta wypływała z głębi serca... Ale co ja tam wiem, nie jestem teologiem i tak sobie snuję tutaj wolne rozważania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz