Wzięłam się za odmawianie Nowenny Pompejańskiej i dziś minął dzień 9. Mam nadzieję, że wytrwam do końca. Dziś dopadł mnie lekki kryzysik, ale walczę. Walczę też ze sobą, bo dopada mnie smutek, że nie mam pracy i nie wiem czy coś znajdę. Właściwie to przypomniałam sobie, że żadna z rozmów kwalifikacyjnych, na jakich do tej pory byłam, nie zaowocowała nawiązaniem umowy o pracę więc zaczynam się zastanawiać czy to ja jestem do bani, czy mam po prostu kwalifikacje, które do niczego się nie przydają. I rodzi się pytanie... po co mi były studia, jedne, drugie, trzecie, skoro nikt mnie nie chce??? Właściwie...chce, jedna pani z "mojej" branży (ale inna jednostka), kazała mi zapytać w PUPie czy łapię się na staż, bo ona bardzo chce mnie właśnie przyjąć na takich warunkach. Żenada... Najsmutniejsze, że ona to mówi zupełnie serio i dziwi się, że nie jestem zachwycona. Ech, jakby nie mogła mnie zatrudnić... Staż... Fajnie, nie ma co...
Szkoda, że oświatą i kulturą rządza samorządy, a samorządami...znajomości. Gdybym miała znajomości, o pracę nie musiałabym się martwić, a tak...zdana jestem na Opatrzność. Bo tu już tylko Pan Bóg może pomóc... Ale czy On pomoże skoro trudno mi wierzyć, że tak się stanie? Brr, jak ja nie lubię tkwić w tym moim zniechęceniu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz