Czuję się jak cięciwa łuku po strzale...
Jak gumka od słoika po otworzeniu przetworów...
Jak siłacz po opuszczeniu sztangi...
Jak balonik, z którego uszło powietrze....
A to dlatego, że coś, nad czym pracowaliśmy przez kilka ostatnich tygodni, stało się już historią. Teraz uchodzą ze mnie stresy, napięcie, adrenalinka i przechodzę w "tryb czuwania".
Spotkałam się z dobrą znajomą i okazało się, że w maju zmarła jej mama. A ja o niczym nie wiedziałam i nie poszłam na pogrzeb. Nie wiem jak to możliwe, że nie dotarła do mnie informacja!. Przecież w naszej miejscowości wszyscy wiedzą wszystko i o wszystkim ze wszystkimi rozmawiają....
W domu też usłyszałam niewesołą nowinę. Tata ma problemy zdrowotne i skierowanie na operację wstawienia endoprotezy. A ma już swoje lata... Jest też inna opcja - kosztowne lekarstwo, jednak nie ma pewność czy pomoże.Poryczałam się, no. Trudno jest patrzeć na to, jak upływ czasu wpływa na najbliższych...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz