poniedziałek, 22 października 2018

O Kelly Family okiem starej fanki - cz.1

Zespół The Kelly Family się zreaktywował po latach, zagrali trzy koncerty w Polsce i ogłosili trasę na rok 2019. Wrócili, ale w składzie okrojonym. Dawno dawno temu występowali w dziewiątkę, teraz na scenie jest ich szóstka z tamtego składu plus starszy brat, który wcześniej nie grał. Paul mu na imię, taki siwy, z brzuszkiem i brodą. Pozostali to Kathy, John, Patricia, Jimmy, Joey i Angelo. Nie zobaczycie z nimi Paddy'ego, Barby i Maite. Paddy, teraz właściwie Michael Patrick Kelly (tak się lansuje), przez kilka lat był w klasztorze, a potem odszedł stamtąd i zajął się znowu muzyką (i dobrze). Gra solo i dobrze mu to wychodzi. Można go teraz ogladać w niemieckiem "The Voice of Germany", tam robi za jurora. Maite również gra na własną rękę i ani myśli wracać do muzykowania z resztą rodzeństwa. Z tym, że zmieniła image całkowicie i odnalazła się w gatunku, który nie wiem jak się nazywa, ale ja bym go określiła jako "niemieckie disco-polo". Słuchać się tego nie da (ja nie jestem w stanie), ale kobitka ma fanów, koncertuje i co rusz niemieckie tabloidy plotkują o jej małżeńskich problemach. A jak ktoś ma katalogi Bon Prix to i tam można natrafić na fotki Maite. Nie wiem czy w polskich katalogach, ale w  niemieckich na bank. Jak się przejrzy, co Maite i Paddy umieszczają w tzw. "social-mediach" to widać, że raczej są w dobrych relacjach. Jak naprawdę wyglądają ich układy z pozostałymi braćmi i siostrami, nie wiem, ale można się wiele dowiedzieć jak się poczyta komentarze fanów. Najsmutniejsza jest sytuacja Barby. Kto by nie wiedział, która to, to już mówię - śpiewała "Baby smile". Fajna, wrażliwa dziewczyna, ale niestety, jak donoszą różne źródła internetowe, zmaga się z chorobą psychiczną i nie występuje publicznie, nie udziela wywiadów itd. Parasolem braterskiej opieki otoczył ją Jimmy i chroni ją przed całym światem, szczególnie przed światem wścibskich dziennikarzy, namolnych fanów i innych jednostek, które mogłyby ją skrzywdzić. Mamy też do czynienia z nowym pokoleniem Kellych, bo nie samą muzyką człowiek żyje i słynne rodzeństwo powchodziło w związki małżeńskie, a potem pojawiła się latorośl. Dla przykładu, Kathy (moja ulubienica), ma jednego syna, a Angelo (blond aniołek od
An Angel") ma trzech synów i dwie córki. O dzieciach Paddy'ego nic mi niewiadomo, a Patricia ("First time") ma dwóch synów i męża Rosjanina. Młodszy syn Patrici, Ignacy vel Iggy Kelly ma aspiracja muzyczne (albo jak kto woli - parcie na szkło) i nawet czasem coś zaśpiewa w tv czy internetach, ale czy ma to to jąkąś wartość i poziom to już każdy sam powinien ocenić. Ja jestem na "NIE". Pomijam już fakt, że lansuje się na sławie mamy, używając nazwiska Kelly. Aaaa, zapomniałam dodać, Angelo koncertuje ze swoją rodziną (Angelo Kelly & Family) i nagrywa płyty.
C.D.N.

sobota, 20 października 2018

"Temat" w urnie, czyli notka ku pamięci...

Moja mama nauczyła mnie pięknej postawy - gościnności. Nieważne, kto by do nas nie przyszedł, zawsze jest zapraszany do domu, proponuje mu się kawę czy herbatę, a jeśli wiemy, że być może nic nie jadł, to także i coś na ząb. Oprócz gościnności jest i szacunek wobec innych, i życzliwość. I chyba właśnie to sprawiło, że ciągle nas ktoś odwiedza. Są to osoby z różnych szczebli społecznej drabiny, z różnym wykształceniem, o rozmaitym religijnym światopoglądzie itd. Jednym z nich był W. Był, bo już go nie ma. Najpierw zachorował, a potem nagle wziął i umarł. I szok, bo nagle zrozumieliśmy, że był stałym elementem naszej codzienności i jak to teraz będzie tak bez niego. Facet sympatyczny, pracowity, typ żulika, ale z bohaterskiego - z honorem i zasadami. Bardzo dużo nam pomagał w różnych pracach na gospodarstwie, remontował, kafelkował, szpachlował, słowem, jak było trzeba, dzwoniliśmy po "Temata" (taką właśnie ksywkę nadał mu mój tata i jakoś się przyjęło), a on przyjeżdżał rowerem, czasem samochodem, a czasem wcale, jak miał inną robotę. A jak zatrudniliśmy raz innego fachowca to "Temat" się obraził, ale moja mama (swoją drogą, mistrzyni dyplomacji) go urobiła i znowu wszystko było w porządku między nami. A teraz gościa nie ma, a nam przykro. No, bo znaleźliśmy się od ładnych paru lat i w sumie to się po prostu zżyliśmy z obcym człowiekiem, z którym żadne więzy krwi nas nie łączyły. Mieliśmy taki swoisty rytuał za każdym razem, gdy "Temat" u nas gościł. Polegało to na tym, że "mędził" mi strasznie czy mam "coś" (ognista woda, winko, cokolwiek z %), a ja stale zaprzeczałam i robiłam wszystko, by go zbyć. I tak sobie radośnie gaworzyliśmy, a jedyny raz, kiedy faktycznie poczęstowałam go czymś mocniejszym, był po moim ślubie. Taka sytuacja. Teraz czekamy na pogrzeb. Podobno to będzie pogrzeb z urną. Dziwnie będzie patrzeć na to naczynie i myśleć, że kryje w sobie "Temata", a to kawał chłopa był. Smutno jak ktoś znajomy umiera, jeszcze smutniej jak tak nieoczekiwanie. Apogeum smutku następuje jak się idzie na cmentarz, a tam z roku na rok coraz więcej grobów osób, które się znało. Można wysnuć refleksję "Co ja robię ze swoim życiem???" i wziąć się w garść, a następnie coś zmienić. Można też wrócić do domu i wznieść sentymentalny toast, za tych, co są już po drugiej stronie. W sumie jedno drugiemu nie przeszkadza... A więc cieszmy się życiem, doceniajmy to, co mamy i nie zapominajmy o tych, których kochamy. Tak, nie wstydźmy się nawet małych gestów troski, miłości, opieki, bo kiedyś może się zdarzyć, że jedyne co nam zostanie, to opcja zapalenia znicza i złożenia kwiatów... Nie marnujmy czasu jaki przeżywamy! Oj, jak się smętnie zrobiło... Taki post pod zbliżajacą się uroczystość Wszystkich Świętych przez przypadek mi wyszedł. Przypadek? Nie sądzę... To żeby nieco rozluźnić atmosferę jeszcze mała ciekawostka - od tej pory będę na króliki mówić "Baksiki". "Temat" tak nazywał swoje futrzaki i szalenie mi się to spodobało. "Baksiki" taki ukłon w stronę królika Bugsa. Fajne, nie?