niedziela, 27 kwietnia 2014

Auri Closard - "Przez wstawiennictwo świętego Papieża Jana Pawła Wielkiego"

Przez wstawiennictwo świętego
Papieża Jana Pawła Wielkiego

Bądź Karol moim kumplem
tym po drugiej stronie
Ujmij się czasem w mych problemach 
gdy kornie w modlitwie zaplatam dłonie
Bądź mi jak anioł w ciemnej dolinie
trącaj mnie skrzydłem w ramię
wlewaj nadzieję w serce
wzmacniaj omdlałą siłę
i zapal słomiany wzniecaj
jak się wznieca żar w palenisku
Jesteś od dzisiaj
Świętym Rzymskiego Kościoła
Karolu – Papieżu - Polaku
Przemawiaj więc do mnie
poprzez dogmat
Świętych Obcowania
realny bądź w tym zjawisku


---
Auri Closard na fb KLIK KLIK KLIK 

---

W moim ogrodzie ...

Zapraszam do posłuchania  PIOSENKI i obejrzenia wiosennych "słit foci" prosto z mojego sadu i ogrodu :) 














sobota, 26 kwietnia 2014

koncert

Byłam dziś na koncercie Golden Life, gimby nie znaja, dorośli pamietaja ( mam nadzieje :) ). Podobało mi sie bardzo, znalam niemal wszystkie piosenki, nie tanczyłam, bo nie było ku temu warunków ( pierwszy "krzesełkowy" koncert w moim życiu, w sali kinowej ). Siedziałam w pierwszymm rzedzie i to było słabe, bo choc muzyków miałam na wyciagniecie reki i moglam sie na nich napatrzec do woli to jednak nieco mi to przeszkadzało i nawet czułam sie nieco skrepowana, zwłaszcza gdy tuż obok "paparazzi" szarżowali z aparatami. 
Z innnych ciekawostek to to, że prawy but obtarł mnie strasznie, krew mnie zalała ( dosłownie ! ) i zrobiłam sobie opatrunek z ... noo. kto zgadnie z czego :)? ( Pani Ag., Ty nie mów :] )
Poza tym... 
...otrzymalam zaproszenie na wesele, ale nie ma opcji, że pójde. 
...Snuje plany czerwcowych podróży i już sie nie moge doczekac.
... musze dokończyc dwie sprawy...


piątek, 25 kwietnia 2014

refleksja o Siostrze B.

Media mają kolejny powód, by zrobić sobie "pojazd" po Kościele w ogóle, a po zgromadzeniach zakonnych w szczególe. Tym razem za sprawę Siostry Bernadetty, byłej dyrektorki domu dziecka w Zabrzu. Szanuję ludzi, szanuję osoby konsekrowane, ale w chwili, gdy dowiaduję się, że dzieciom działa się krzywda, po prostu szlag mnie trafia! Sama nie jestem raczej ostoją cierpliwości, łagodności i wyrozumiałości, ale nigdy nie skrzywdziłam żadnego dzieciaka ( a w mojej rodzinie zawsze ich było pełno ). W pracy też mam dużo kontaktu w dziećmi i młodzieżą, czasem zwrócę im uwagę, gdy sytuacja tego wymaga, ale w głowie mi się nie mieści, że mogłabym się posunąć do stosowania przemocy czy przyzwalać na nią... Siostra B. od 2007 r. koncertowo unika więzienia, a ja mam nadzieję, że tym razem nie uda jej się uniknąć odsiadki. Dziwię się, że nie została wydalona ze zgromadzenia, ale to już kwestia sumienia jej przełożonych... Szkoda mi boromeuszek, tak po prostu, po ludzku, bo na pewno nie brakuje tam zakonnic, które są prawdziwie oddane Bogu i służbie ludziom, a przez dzikie akcje Siostry B. spada na nie pewnie fala krytyki, nienawiści i jadu.. Tak sobie myślę, że pewnie siostrom musi być strasznie przykro, że jedna z nich wpakowała się w niezłe bagno... Ale to już tylko moje "pomyślunki". Prawdę zna tylko Pan Bóg i wspomniana zakonnica.
Kilka lat temu betanki przeżywały dramatyczne chwile - rozłam swojej rodziny zakonnej. Współczułam... Czas pokazał, że choć pamięć o tamtych wydarzeniach nie minęła, to zgromadzenie p i siostry prężnie działają. Mam nadzieję, że i boromeuszki przetrwają to, co teraz stało się ich udziałem... I oby to była przestroga na przyszłość zarówno dla nich, jak i dla innych instytucji, które są powołane do tego, by CHRONIĆ dzieci, a nie je gnębić...


środa, 23 kwietnia 2014

(nie)święta rodzina

Szał świąt już minął... Dziś czeka mnie pranie i sprzątanie, bo ostatni goście odjechali rano. Tak sobie patrzę na moją rodzinę ... i choć nie jesteśmy idealni to jednak cieszę się bardzo, że moim rodzicom udało się stworzyć rodzinę, która trzyma się razem, wspiera w trudnych chwilach, wspólnie celebruje urodziny, imieniny, święta, jubileusze... Moja rodzina potrafi doprowadzić mnie do furii, ale kocham ją jak nikogo na świecie. A jednocześnie czuję się wśród tych niby najbliższych bardzo samotna. A żeby było śmieszniej, najlepszy kontakt mam nie z mamą czy z siostrą lecz... z bratem. I choć zdarzyło się, że zawiódł mnie i stwierdziłam, że już mu wiecej nie zaufam to jakoś ostatnio znowu zaczyna mi się chcieć z nim gadać...

piątek, 18 kwietnia 2014

zmiana

Podstawówka na "fejsie"... 12-latek zmienia status na: "w związku z .....", a wymienione z imienia i nazwiska dziewczątko pojęcia nie ma, że z nim chodzi...

środa, 16 kwietnia 2014

Idealny facet :)

Słucham, słucham i przestać nie mogę :) !
BENJAMING'S CLAN 

Gość, który śpiewa to ucieleśnienie mojego wyobrażenia o idealnym facecie :D

prawie 2 lata

Za miesiąc mojemu blogowi "stukną" 2 lata. To dużo i niedużo. Ale pogratulować sobie mogę, że tak długo utrzymałam się przy tym blogu, bo pisałam kilka innych, ale prędzej czy później je usuwałam. Tego raczej nie usunę, ewentualnie zamknę go i rozpocznę inny. To jeszcze kwestia przemyślenia i zastanowienia... Piszę o tym na spokojnie, będąc w dobrym nastroju i nie ulegając czarnym myślom.
Dwa lata... przez ten czas bardo dużo się wydarzyło... Trochę trudnych spraw, ale chyba wiecej chyba pozytywnych i jestem za to wdzięczna.
Wpadam w ton refleksyjno - melancholijny, ale już taka moja natura.
Godzę się także z tym, że nie jestem tak kreatywna i nie mam tak bujnej fantazji jak mi się wydawało. Chyba jednak praca biurowa jest tym, do czego się najlepiej nadaję... :)
Co poza tym? Dużo myślę, może za dużo. Uporządkowałam wreszcie swój księgozbiór "od a do z" i jestem zadowolona. Okazało się, że mam po 2 - 3 egzemplarze niektórych książek. Zostawię sobie po jednym, a resztę oddam rodzinie :) Wreszcie też eksmitowałam na strych książki w stanie "wielotomowym" ( uszkodzone, rozwalone itd ), szkoda mi je palić czy wyrzucać ( po części to pamiątki ) a na poddaszu będzie im dobrze.
Ogarnęłam też szafę na poddaszu, część ubrań trafiła do ośrodka pomocy społecznej, a reszta jeszcze czeka na półce na chwilę, gdy może ktoś je założy.
I najważniejsze - rozebrałam choinkę :D ! Zawsze łapię doła przy tej czynności, ale tym razem poszło szybko i sprawnie, i bez zbędnych sentymentów.
Wybieram się niebawem na koncert zespołu Golden Life. Gimby nie znają, ale starsi czytelnicy może go kojarzą ?... Jadę z sentymentu, bo to muzyka mojej młodości ...
I to by było tyle na tę chwilę...

piątek, 11 kwietnia 2014

"Oczko" i pokarm...

Ostatni post sprzed kilku dni, wchodzę na blog i widzę, że jest 21 tys. odsłon, czyli co? No, "oczko" :) ! Dziękuję bardzo za wszystko i od razu zaznaczam, że też Was odwiedzam :). Może nie komentuję zawsze, ale czytam, czytam i raduję się Waszymi blogami! :)
Tydzień dobiega końca. Wypadałoby zdać relację... Za wiele to się nie działo.... Chociaż czy ja wiem? W niedzielę wybrałam się do pewnego "Big City" w kolegą "A-em. Ruch w mieście umiarkowany jak na niedzielny poranek, ale pod centrum handlowym było takie zagęszczenie aut i ludzi, że głowo mała. Tak... to tak w kontekście "Pamiętaj, abyś dzień święty święcił...". Ok, ja też nie jestem bez winy, bo "popełniłam" niedzielne zakupy. Ufam, że będzie mi to wybaczone, gdyż to wyczyn jednorazowy i warunkowany pobytem w metropolii, w której bywam ostatnio naprawdę rzadko. Ale zdecydowanie znam przyjemniejsze sposoby na spędzanie dnia pańskiego...  np. poranna msza, śniadanie, kawa, spacer , nacieszenie się rodziną.... O rosole nie wspominam, bo nie jadam :)
Ale kończę dygresję. Tak czy inaczej, wrażenia po wyprawie takie umiarkowane. Za to niespodzianką była dla mnie rozmowa z  "małolatami" ( krewniaczki ), szczera jak chyba nigdy dotąd. I ubogacająca... Dorastają, dorastają, zmagają się z tym, co życie przynosi i doświadczają, że nie zawsze jest tak fajnie jak by się chciało... Trzymam za nie kciuki i mam nadzieję, że "wyrosną" na fajne kobiety :)
A moje chrzestne dziecię nr 1 skończyło w międzyczasie 13 lat. To już nie jest młode dziecię :). Bystry chłopak, towarzyski, aktywny, wygadany i uparty jak jasna cholera, a przy tym wrażliwy, pracowity, czuły i troskliwy.  Trochę łobuz, ale któż z nas był dzieciakiem idealnym :) ? .... Pamiętam jak strasznie przeżywaliśmy dni po jego narodzinach, w których trwała walka o jego życie... Ciężkie chwile, ale rodzina była niesamowicie solidarna, dużo modlitwy, zaangażowania, by wspomóc Młodego i jego rodziców na wszelkie możliwe sposoby i .... po paru dniach cud - kryzys zażegnany, radosny powrót do domu i pełnia szczęścia oraz wdzięczności...
Ech, mam dwóch chrześniaków, a chciałabym mieć jeszcze chrześnicę... :) - takie niewinne marzenie :) !
Co jeszcze? Hm, rekolekcje się odbywały w mojej parafii. Z całym szacunkiem dla ojca prowadzącego - szału nie było... Starałam się słuchać uważnie, bo duch złakniony Słowa Bożego i kapłańskiego, a tu lekkie rozczarowanie, bo nie udało mi się nic zapamiętać, wychwycić... Ale ufam, że może inni skorzystali... Oby tak było!
Poza tym... postanowiłam całkowicie zmienić żywieniowe nawyki.... Na razie się udaje, efekty już trochę widoczne :)


piątek, 4 kwietnia 2014

Dialog z interny

- Romanienko, ty śpisz? Mówiłeś, ze mi pomożesz...
- Nie, ja Bykowowi obiecalem, ze ci pomogę, a tobie powiem prawdę - oklamalem Bykowa :D
***
Coś pieknego! :D Dialog pochodzi z serialu "Interny". Jak Ruscy zrobią serial to nie ma bata we wsi :D

wtorek, 1 kwietnia 2014

Moje wędrowanie - o Częstochowie i Czterech Wspaniałych :)

Szanowni :),
miniony weekend był bardzo interesujący i obfitował w spotkania na szczeblu... międzymiastowym :D ! A to wszystko dzięki internetowi, który sprawił, że gdzieś w tej wirtualnej przestrzeni zrodziły się znajomości, które zaowocowały spotkaniami w "realu" ( choć lepiej powiedzieć, że w Biedrze :D ). I choć już wielokrotnie jarałam się tym, że poznają nowe osoby przez "sieć", pora, bym powtórzyła to raz jeszcze. Bo to dla mnie mega sprawa, że oto piszę sobie z kimś, wymieniam uwagi, gadam przez skypa, piszę smsmy i któregoś dnia spotykamy w wybranym mieście :). To mnie kręci i daje mega radość, że komuś chce się pokonywać taką czy inną odległość, by stanąć twarzą w twarz w istotą, która do tej pory była spowita swoistą tajemniczością, wynikającą z faktu, że znajdowała się po drugiej stronie internetu :)/ komputera/ monitora czy Polski :), a moja obecność w jej miała wyrażała się ciągiem znaków na komputerze :).
Częstochowa rozczarowała mnie tym, że trzeba się nieźle nawędrować, by znaleźć miejsca z kawą i czymś słodkim do "wszamania", ale może to poszukiwanie wynikało z faktu, że miasto znam tak bardzo, że aż wcale :). No i uważam, że "gród Częstocha" ( kto miał gramatykę historyczną, ten wie o co chodzi :D ) jest kiepsko oznakowany. Kołowałam długo po mieście, by dotrzeć na pks, ale w końcu udało mi się to dzięki autobusowi, który wypatrzyłam i za którymi jechałam i dojechałam tam, gdzie czekały już na mnie Szanowne Panie Blogujące :).
Pogoda dopisała, humor i towarzystwo znakomite więc czego chcieć więcej? Były "słitaśne focie" z ręki ( i to nie jednej :P ), było gadanie, śmiech i przesiadywanie na murku, który chyba nigdy wcześniej nie był obiektem postoju ( a właściwie bardziej okupacji ... ) czterech istot zaopatrzonych w mandarynki, ciastka, masło, chlebek i ogórka ( ogórek wzbudzał moją największą radość, nie wiem dlaczego :D ) oraz wiele innych rzeczy, które zaliczyć można do kobiecego niezbędnika :D.
I było spotkanie jeszcze jedno, nieoczekiwane, które mnie równie niesamowicie ucieszyło. Spotkałam pewnego kapłana, którego lata nie widziałam, a któremu wiele zawdzięczam. Jak to powiedziała Blogująca Ekonomicznie PaniKa - "Przypadek? Nie sądzę :D". Weszłyśmy do kaplicy Cudownego Obrazu. Ludzi mnóstwo, bo Szensztat świętował. Stanęłyśmy sobie z tyłu, obok mnie widzę faceta. Jakiś taki dziwnie znajomy. Se myślę "On czy nie on?". Stanęłam jakieś 20 cm od niego, zerkam z boku, on na mnie, ale nic, zero reakcji. Se myślę - nie będę zaczepiać, bo głupio tak. I w końcu znak do odwrotu - opuszczamy z Towarzyszką kaplicę. Zasiadamy na ławeczce, gadu gadu, pstryk pstryk ( moment słit foci ) i nagle idzie sobie gość wypatrzony przez mnie wcześniej. I akcja jak filmie: On przechodzi, ja za nim i się drę: "Ojciec X.??? ". Zatrzymuje się, odwraca - tak, to on :D ! Wow! Szok! Gadamy, radość obopólna, zaproszanie do miasta Z. otrzymuję i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się z niego skorzystać. Wracam na ławeczkę pełna wdzięczności wobec Najwyższej Instancji za spotkanie :).
W końcu docieramy do bazy noclegowej. Peszymy sąsiadkę, która obczaja nasz pokój z okna na przeciwko ( potem zerka, kamuflując sie za firanką ). Szukamy internetu - nie ma ! Moja sieć o barwie pomarańczy okazała się nie do połączenia. Chwila przerwy na ogarnięcie i powrót do miasta. Wieczorny spacer i wypad do pizzerii. Jedzonko smacznym było, herbata mokra, obsługa specyficzna, ale Pani Ag. znakomicie sobie radziła w postępowaniu z nią. Ostatni punkt programu - Apel Jasnogórski. Lubię, lubię, choć wolę wysłuchać go siedząc na zewnątrz niż stojąc w kaplicy. Z resztą, tu czy tam - skupiam się tak samo. Choć nie, w kaplicy to się skupiam, by nie paść ( tłok, zaduch mi nie sprzyjają ), a na zewnątrz na modlitwie :)
W niedzielę pobudka skoro świt ( choć nocka była krótsza o godzinę ) i Eucharystia w Karmelu. Zajmujemy pozycje na tyłach, po drugiej stronie kraty wspólnota mniszek ( przeliczanie - stanęło na tym, że jest ich 15 ), a na wprost - Matka Przełożona i jej zastępczyni. I miłe zaskoczenie, że kobieta, którą w tamtym roku widziałam jako postulantkę, otrzymała habit i odbywa nowicjat, w czym też niech Pan Bóg jej błogosławi :).
Następny epizod pod "Biedrą" ( mój ulubiony sklep ). Stoimy, konwersujemy. Ze sklepu wychodzi dwóch gości, chyba z lekka narąbani i nagle jeden z nich rzuca bułkę ( taką do jedzenia, świeżą jeszcze, chyba właśnie zakupioną ). Pieczywo toczy się przez parking i zatrzymuje blisko mnie. Ogarnia mnie gniew i złość, bo większość narodu na chleb ciężko pracuje, a ten tak poniewiera pieczywko. A tak się nie robi. Podchodzę do bułki, biorę i niosę na trawnik, by zwierzę jakieś ją zjadło. Kolesie stoją przy wejściu i obserwują. W końcu jeden z nich rzuca pijane: "DZIĘKUJĘ".
Kawa i ciasto w "anielskim" towarzystwie. Serdeczna rozmowa. Dobry czas, pozytywny, ubogacający.
Chwila pożegnania, Wędrowniczki ruszają na dworzec, ja na Jasną Górę. Adoracja w kaplicy z Najśw. Sakramentem, modlitwa w kaplicy Matki Bożej, droga krzyżowa i brewiarz na wałach. Na koniec wizyta w księgarni. Troszkę się obkupiłam ( myśli Małej Arabki, "Ekstremalne rekolekcje" i "To nie Twoja wina"). Wpadł mi też w łapki dzienniczek św. Teresy od Jezusa de los Andes. Muszę to kupić przy najbliższej okazji. A swoją drogą,  to dużo myślę o tym, że oto kolejne karmelitanki, które odeszły do Pana w kwiecie wieku, a Kościół wyniósł je do chwały ołtarzy. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - l. 24, św. Teresa de los Andes - l. 20, Bł. Miriam - l. 33....[ Nic, tylko wstępować do Karmelu :D]
 A tak poważnie to jaka musi być siła ( ? ) Karmelu, jak miła Panu Bogu taka forma życia, skoro mamy tyle Świętych i Błogosławionych Braci i Sióstr OCD...  Podziwiam radykalizm życia za kratą, ale jeszcze bardziej podziwiam prostotę, oderwanie od tego, co wypełnia zazwyczaj ludzką egzystencję ( relacje, związki, rozrywki, pracę zawodową, media itd ), ukochanie Jezusa i zdanie się na Niego całkowicie. Bo nie wyobrażam sobie żadnego innego powodu, dla którego 21 kobiet zamyka się w jednym domu i tam trwa do końca swych dni. Tylko jak się na to spojrzy oczyma wiary, to można przyjąć, że karmelitańskie siostry kochają swego Mistrza i ta Miłość jest siłą napędową...
Dobrze, schodzimy na ziemię ( choć Karmel nie jest od niej oderwany ). Na Jasnej Górze polecałam wszystkie intencje, którymi się ze mną podzieliliście. Obiecałam i słowa dotrzymałam :)!  I dziękuję tym, którzy modlili się o bezpieczne podróżowanie dla mnie - nie było żadnych problemów na drodze, cała i zdrowa wróciłam do domu. Dziękuję Wam, że jesteście i że ubogacacie mnie odwiedzając ten blog, pisząc komentarze, e-maile...
Dziękuję! To dla mnie naprawdę ogromnie wiele znaczy! Wszystkiego dobrego Wam życzę i gorąco pozdrawiam!