wtorek, 1 kwietnia 2014

Moje wędrowanie - o Częstochowie i Czterech Wspaniałych :)

Szanowni :),
miniony weekend był bardzo interesujący i obfitował w spotkania na szczeblu... międzymiastowym :D ! A to wszystko dzięki internetowi, który sprawił, że gdzieś w tej wirtualnej przestrzeni zrodziły się znajomości, które zaowocowały spotkaniami w "realu" ( choć lepiej powiedzieć, że w Biedrze :D ). I choć już wielokrotnie jarałam się tym, że poznają nowe osoby przez "sieć", pora, bym powtórzyła to raz jeszcze. Bo to dla mnie mega sprawa, że oto piszę sobie z kimś, wymieniam uwagi, gadam przez skypa, piszę smsmy i któregoś dnia spotykamy w wybranym mieście :). To mnie kręci i daje mega radość, że komuś chce się pokonywać taką czy inną odległość, by stanąć twarzą w twarz w istotą, która do tej pory była spowita swoistą tajemniczością, wynikającą z faktu, że znajdowała się po drugiej stronie internetu :)/ komputera/ monitora czy Polski :), a moja obecność w jej miała wyrażała się ciągiem znaków na komputerze :).
Częstochowa rozczarowała mnie tym, że trzeba się nieźle nawędrować, by znaleźć miejsca z kawą i czymś słodkim do "wszamania", ale może to poszukiwanie wynikało z faktu, że miasto znam tak bardzo, że aż wcale :). No i uważam, że "gród Częstocha" ( kto miał gramatykę historyczną, ten wie o co chodzi :D ) jest kiepsko oznakowany. Kołowałam długo po mieście, by dotrzeć na pks, ale w końcu udało mi się to dzięki autobusowi, który wypatrzyłam i za którymi jechałam i dojechałam tam, gdzie czekały już na mnie Szanowne Panie Blogujące :).
Pogoda dopisała, humor i towarzystwo znakomite więc czego chcieć więcej? Były "słitaśne focie" z ręki ( i to nie jednej :P ), było gadanie, śmiech i przesiadywanie na murku, który chyba nigdy wcześniej nie był obiektem postoju ( a właściwie bardziej okupacji ... ) czterech istot zaopatrzonych w mandarynki, ciastka, masło, chlebek i ogórka ( ogórek wzbudzał moją największą radość, nie wiem dlaczego :D ) oraz wiele innych rzeczy, które zaliczyć można do kobiecego niezbędnika :D.
I było spotkanie jeszcze jedno, nieoczekiwane, które mnie równie niesamowicie ucieszyło. Spotkałam pewnego kapłana, którego lata nie widziałam, a któremu wiele zawdzięczam. Jak to powiedziała Blogująca Ekonomicznie PaniKa - "Przypadek? Nie sądzę :D". Weszłyśmy do kaplicy Cudownego Obrazu. Ludzi mnóstwo, bo Szensztat świętował. Stanęłyśmy sobie z tyłu, obok mnie widzę faceta. Jakiś taki dziwnie znajomy. Se myślę "On czy nie on?". Stanęłam jakieś 20 cm od niego, zerkam z boku, on na mnie, ale nic, zero reakcji. Se myślę - nie będę zaczepiać, bo głupio tak. I w końcu znak do odwrotu - opuszczamy z Towarzyszką kaplicę. Zasiadamy na ławeczce, gadu gadu, pstryk pstryk ( moment słit foci ) i nagle idzie sobie gość wypatrzony przez mnie wcześniej. I akcja jak filmie: On przechodzi, ja za nim i się drę: "Ojciec X.??? ". Zatrzymuje się, odwraca - tak, to on :D ! Wow! Szok! Gadamy, radość obopólna, zaproszanie do miasta Z. otrzymuję i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się z niego skorzystać. Wracam na ławeczkę pełna wdzięczności wobec Najwyższej Instancji za spotkanie :).
W końcu docieramy do bazy noclegowej. Peszymy sąsiadkę, która obczaja nasz pokój z okna na przeciwko ( potem zerka, kamuflując sie za firanką ). Szukamy internetu - nie ma ! Moja sieć o barwie pomarańczy okazała się nie do połączenia. Chwila przerwy na ogarnięcie i powrót do miasta. Wieczorny spacer i wypad do pizzerii. Jedzonko smacznym było, herbata mokra, obsługa specyficzna, ale Pani Ag. znakomicie sobie radziła w postępowaniu z nią. Ostatni punkt programu - Apel Jasnogórski. Lubię, lubię, choć wolę wysłuchać go siedząc na zewnątrz niż stojąc w kaplicy. Z resztą, tu czy tam - skupiam się tak samo. Choć nie, w kaplicy to się skupiam, by nie paść ( tłok, zaduch mi nie sprzyjają ), a na zewnątrz na modlitwie :)
W niedzielę pobudka skoro świt ( choć nocka była krótsza o godzinę ) i Eucharystia w Karmelu. Zajmujemy pozycje na tyłach, po drugiej stronie kraty wspólnota mniszek ( przeliczanie - stanęło na tym, że jest ich 15 ), a na wprost - Matka Przełożona i jej zastępczyni. I miłe zaskoczenie, że kobieta, którą w tamtym roku widziałam jako postulantkę, otrzymała habit i odbywa nowicjat, w czym też niech Pan Bóg jej błogosławi :).
Następny epizod pod "Biedrą" ( mój ulubiony sklep ). Stoimy, konwersujemy. Ze sklepu wychodzi dwóch gości, chyba z lekka narąbani i nagle jeden z nich rzuca bułkę ( taką do jedzenia, świeżą jeszcze, chyba właśnie zakupioną ). Pieczywo toczy się przez parking i zatrzymuje blisko mnie. Ogarnia mnie gniew i złość, bo większość narodu na chleb ciężko pracuje, a ten tak poniewiera pieczywko. A tak się nie robi. Podchodzę do bułki, biorę i niosę na trawnik, by zwierzę jakieś ją zjadło. Kolesie stoją przy wejściu i obserwują. W końcu jeden z nich rzuca pijane: "DZIĘKUJĘ".
Kawa i ciasto w "anielskim" towarzystwie. Serdeczna rozmowa. Dobry czas, pozytywny, ubogacający.
Chwila pożegnania, Wędrowniczki ruszają na dworzec, ja na Jasną Górę. Adoracja w kaplicy z Najśw. Sakramentem, modlitwa w kaplicy Matki Bożej, droga krzyżowa i brewiarz na wałach. Na koniec wizyta w księgarni. Troszkę się obkupiłam ( myśli Małej Arabki, "Ekstremalne rekolekcje" i "To nie Twoja wina"). Wpadł mi też w łapki dzienniczek św. Teresy od Jezusa de los Andes. Muszę to kupić przy najbliższej okazji. A swoją drogą,  to dużo myślę o tym, że oto kolejne karmelitanki, które odeszły do Pana w kwiecie wieku, a Kościół wyniósł je do chwały ołtarzy. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - l. 24, św. Teresa de los Andes - l. 20, Bł. Miriam - l. 33....[ Nic, tylko wstępować do Karmelu :D]
 A tak poważnie to jaka musi być siła ( ? ) Karmelu, jak miła Panu Bogu taka forma życia, skoro mamy tyle Świętych i Błogosławionych Braci i Sióstr OCD...  Podziwiam radykalizm życia za kratą, ale jeszcze bardziej podziwiam prostotę, oderwanie od tego, co wypełnia zazwyczaj ludzką egzystencję ( relacje, związki, rozrywki, pracę zawodową, media itd ), ukochanie Jezusa i zdanie się na Niego całkowicie. Bo nie wyobrażam sobie żadnego innego powodu, dla którego 21 kobiet zamyka się w jednym domu i tam trwa do końca swych dni. Tylko jak się na to spojrzy oczyma wiary, to można przyjąć, że karmelitańskie siostry kochają swego Mistrza i ta Miłość jest siłą napędową...
Dobrze, schodzimy na ziemię ( choć Karmel nie jest od niej oderwany ). Na Jasnej Górze polecałam wszystkie intencje, którymi się ze mną podzieliliście. Obiecałam i słowa dotrzymałam :)!  I dziękuję tym, którzy modlili się o bezpieczne podróżowanie dla mnie - nie było żadnych problemów na drodze, cała i zdrowa wróciłam do domu. Dziękuję Wam, że jesteście i że ubogacacie mnie odwiedzając ten blog, pisząc komentarze, e-maile...
Dziękuję! To dla mnie naprawdę ogromnie wiele znaczy! Wszystkiego dobrego Wam życzę i gorąco pozdrawiam!







12 komentarzy:

  1. Dziękuję, Marto :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Marto, ja dziękuję za spotkanie, w realu, a w sumie to w Biedronce - i na PKS i na Rynku Wieluńskim, dziekuję! :D :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Aha, "Blogująca Ekonomicznie PaniKa " to ja? :D bo fajne, zwłaszcza o panice :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Marta a wiesz, ze Ty jestes dla mnie pierwsza osoba ktora poznalam dzieki internetowi :P - potem to juz szybko sie toczylo "Niebieskie", Pani Ag. (ktora w tym miejscu serdecznie pozdrawiam, Asia no i jeszcze kilka ... i zapewne jeszcze wiele spotkan mnie czeka :).
    DZIEKUJE CI ZA MODLITWE

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoro wszyscy dziękują to i ja też...
    Ja dziękuję za to, że po raz kolejny mogłam się powygłupiać, poćwiczyć moją asertywność w pizzerii :D
    Dziękuję za corsunie i cieszę się, że przeżyłyście. Przepraszam, że się pokłóciłam z Tobą w niedzielny poranek :D ale to mi się zdarzyło drugi raz w życiu i cała ta sprawa jakby to powiedzieć... miała miejsce przez sen :D ja byłam wtedy półświadoma :D
    Pani Ag.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bóg zapłać za to dobro, które ze sobą przywiozłaś!

    OdpowiedzUsuń