sobota, 31 sierpnia 2013

życzę Wszystkim...

... błogosławionej niedzieli :*

fotografie

Uporządkowałam zdjęcia, starałam się ułożyć je chronologicznie, ale nie zawsze pamiętałam, która fotografia kiedy powstała. Wyszło z tego 7 albumów. Lubię papierowe zdjęcia, bo w przeciwieństwie do elektronicznych, mają "duszę" i są czymś osobistym, żeby nie powiedzieć: intymnym, ponieważ dostęp mają do nich tylko ci, którym chce się je pokazać i nikt nie powieli ich za pomocą magicznego zaklęcia "ctrl+c" + "ctrl+v". Nie mam nic przeciwko umieszczaniu w internecie wartościowych zdjęć ( nie brakuje osób dla których fotografia to pasja i styl życia więc niech prezebtują swoją twórczość :) ), ale czasem odnoszę wrażenie że gubią się one w oceanie tandety i "słitaśnych foci z rąsi", których nieodłącznym elementem jest tzw. "dzióbek". Że już nie wspomnę o rodzicach, którzy uwieczniają swoje pociechy na każdym kroku, a następnie zdjęciami tymi aż do bólu "zarzucają" swoje profile na portalach społecznościowych. ( dla wyjaśnienia - lubię dzieci i rozpieszczam potomstwo moich znajomych, ale dziecko przecież tez jest osobą i kto ma chronić jego prywatność jak nie rodzice ? ). To tyle refleksji, idę wstawić wodę na kawę! Kto chce?

piątek, 30 sierpnia 2013

Zmartwychwstanie - Auri Closard

„Zmartwychwstanie”

Zmartwychwstać
nie dla świata
nie dla tłumu
nie w gwarnym wrzasku
w środku miasta
w ogłupieniu szumu
zmartwychwstać dla siebie
odrzuciwszy kłody ...
w tym co szpeci
godność ludzką
w odsłonach osoby
w tym co rani
poniewiera
dopowiadać resztę
myślę
wcale nie potrzeba
( źródło KLIK )

środa, 28 sierpnia 2013

pielgrzymkowo - pierogowo

Za parę dni jadę do Częstochowy, poniekąd w roli przewodnika. Obmyślam program wyjazdu i szukam miejsc, które warto zobaczyć. Mam jakiś cel i to mnie cieszy, mam do czego odliczać dni...
A po powrocie chwila wytchnienia i trzeba się będzie zacząć pakować na urlop. Już się nie mogę doczekać! Bo ileż można pracować ? :)
Wydarzenia ostatnich dni są dla mnie zaskakujące i przysparzają wielkich emocji. Na początku tygodnia odbyłam bardzo ważną dla mnie rozmowę ( dziękuję, Przyjacielu! ) i choć nie spowodowała ona rozwiązania problemu ze skutkiem natychmiastowym to ja czuję ogromną ulgę, bo zrzuciłam z serca wielki ciężar. Dziękuję za modlitwę Wszystkim, którzy o mnie pamiętali i proszę o jeszcze...
A skoro już cofam się w czasie to powiem, że miniony weekend upłynął mi pod znakiem pierogów i plonów. Jak Polska długa i szeroka, tak w każdej chyba gminie organizują imprezę z pierogiem w tle i tytule. A pierogi same w sobie mogą być ruskie, kresowe, ziemiaczane, z kapustą, leniwe, ze skwarkami i cebulką, z czereśniami, truskawkami, jagodami i z czym kto tam jeszcze ma ochotę. Polska pierogiem stoi, rzekłabym nawet, a piwem i wódką płynie, bo bez tych trzech składników żadna impreza nie wypali. Sobotę spędziłam pośród ludzi, którym żaden pieróg nie straszny i w sumie ... dobrze się bawiłam :) ! A niedziela lokalne  to święto plonów. Rzadko mi się zdarza bywać na wiejskich festynach "niezawodowo", bo już mi się z lekka "przejadły", ale czasami się wybieram, gdy mam dobry dzień i odpowiednie towarzystwo. W niedzielę miałam. Pojechałam. Było sympatycznie, ale piwo w puszcze sprzedawane po 6 zł to już "lekkie" zdzierstwo....

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Miriam z Jasnej Góry

 Myślami i sercem jestem dziś na Jasnej Górze, przed obliczem Matki, która jest mi Orędowniczką i Przewodniczką na drodze wiary. Pragnę Jej na nowo zaufać i uwierzyć, że pomoże mi przetrwać to, co się teraz w moim życiu dzieje i nie pozwoli, bym zwątpiła w Miłosierną Miłość...
***
"Pomódl się, Miriam, aby Twój Syn żył we mnie... Pomódl się, by Jezus we mnie żył. Gdzie Ty jesteś, zstępuje Duch Święty. Gdzie Ty jesteś, niebo staje się..."

środa, 21 sierpnia 2013

A przed snem...

... na dobry humor, słucham sobie Haliny Kunickiej... "Czumbalalajka", "Orkiestry dęte"... Cudny głos i piosenki, przy których stopy same rwą się do tańca, a "kurpusik" i reszta ciała podrygują :)
Polecam serdecznie :)

sobota, 17 sierpnia 2013

spotkanie po latach

Spotkanie po latach, zupełnie inne niż sobie wyobrażałam, szkoła robienia dobrej miny do złej gry ( kiepsko się czuję sama pośród ludzi, którzy znają się od lat i mają mnóstwo wspólnych tematów i wspomnień )  i "ukradzione" innym chwile rozmowy z osobą, dla której się zjechaliśmy tego dnia w tym miejscu. Prezent, który dałam był skromny ( w porównaniu z wielkimi, ozdobnymi paczuszkami lezącymi obok ), ale prosto z serca. I to chyba najważniejsze...
Szkoda, że nie było czasu na dłuższą rozmowę, ale uczę się przyjmować z wdzięcznością to, co jest mi dane i wyzbywać się własnych wyobrażeń o tym, co inni mogą mi zaoferować we wzajemnych  relacjach.

piątek, 16 sierpnia 2013

Auri Closard - reklama

Znam wielu wspaniałych i niesamowicie zdolnych ludzi, muzyków, wokalistów, plastyków, tancerzy... znam także niesamowitego człowieka, który w wierszach dzieli się bogactwem swego serca i doświadczeniem wiary. I dziś, w tym miejscu chciałabym zaproponować Wam zapoznanie się z tekstami osoby, której osobiście bardzo wiele zawdzięczam. A zatem, kto żyw, niech uruchamia fb i wpisuje frazę: "Auri Closard", a potem czyta i czerpie :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

o artystach

Oglądałam ostatnio fragment koncertu Czesława Niemena. Byłam zaskoczona taką, hm, niebywałą subtelnością, eterycznością i skromnością tego niezwykłego artysty. I, po raz kolejny, żałuję, że nie zdążyłam zachwycić się twórczością Niemana za jego życia. Ale cóż, byłam wtedy jeszcze młodą istotą, której nie w głowie było takie oblicze sztuki. A Niemen jest ważny dla mnie i z tego względu, że czerpał od niego Rysiek Riedel, którego też odkrywam od kilku lat dopiero. Nie jestem znawcą muzyki, ale jak słucham Ryśka to czuję się tak jakbym przenosiła się w inny wymiar. Głos i teksty trafiają do serca i pomagają uwierzyć, że ten świat nie jest taki beznadziejny. Żałuję, że nie dane mi było zobaczyć Ryśka na scenie. Postrzegam go jako artystę wielkiego formatu, z wielkim sercem i wrażliwością, a jednocześnie autentycznego, dzięki czemu podbił serca młodych ludzi. Nie był głupim celebrytą, typem salonowca, który domaga się uwagi mediów i robi wszystko, by ją  przyciągnąć. To dla mnie taki "swój chłop" ze Śląska, który potrafił dostrzec to, co w życiu się naprawdę liczy. A że ćpał? Serce się kraje, że jego kariera się przedwcześnie skończyła, ale nie jestem upoważniona do oceniania go za jego słabości.
I jest jeszcze jedna artystyczna dusza, która mnie ujmuje - Anna Jantar. Gdy zginęła, była tylko rok starsza ode mnie ( miała 30 lat ), ale jej piosenek słucha się do tej pory. To o czymś świadczy, prawda? Czy to się czasem nie nazywa ponadczasowym wymiarem sztuki?

czwartek, 8 sierpnia 2013

Moje wędrowanie


Przygotowania do wielkiej podróży rozpoczęte. Obmyślam, co zabrać, załatwiam kwestie noclegów i transportu. To, co prawda, jeszcze ponad miesiąc, ale ja przy każdej wyprawie chyba najbardziej lubię ten czas przygotowań, planowanie,oczekiwanie…

Jak to A. podsumowała, trafnie ubierając w słowa, to, co mi się w głowie roiło: „Nadrabiamy zaległości J”.  Oj, nadrabiamy!...

Lubię jeździć, choć odczuwam jakiś taki dziwny, irracjonalny lęk, że zaginę i nikt nie będzie wiedział, co mi się przytrafiło. Może to dlatego, że dociera do mnie za dużo newsów o poszukiwaniach różnych osób? Dla mnie to niepojęte jak może do tego dojść, że ktoś po prostu pewnego dnia wychodzi i ślad wszelki po nim ginie…

Ze względu na ten mój strach, wolę jeździć pksem niż koleją ( no i pksem taniej J ) i zawsze mam przy sobie naładowany telefon, tak na wszelki wypadek. Wiem, to brzmi dziwacznie i zasadniczo obłędnie, ale jeśli dzięki temu czuję się spokojniejsza? 

I lubię nocować w domach zakonnych. U sióstr jest zawsze taniej niż w hotelach, spokojniej i można korzystać z kaplicy ile potrzeba. I warunki też są dobre, na ogół jest czysto i schludnie. Zdarzają się wyjątki, ale wolę spuścić nad tym kurtynę milczenia. J

I lubię podróżować w dobranym towarzystwie, tak, by móc zobaczyć wszystko, co mnie interesuje, a nie spędzać cały dzień w centrumm handlowym i zamiast z bagażem wspomnień, wracać z podróży z bagażem badziewia i pustym portfelem. Taka wyprawa mi się przytrafiła parę lat temu.

Wybierałam się z przyjaciółką do Krakowa, miałyśmy tak spędzieć tydzień. Nocleg u jej znajomych więc prawie darmo. I komplikacje zaczęły się już w pociągu, gdy się okazało, że jedzie z nami istota „dziana” i tak odpicowana, że się w glowie nie mieści. ( A ja, człek prosty, na głowie odrosty, nadwaga, ciuch czysty i owszem, ale bardziej wygodny niż piękny, wszak podróż ma swoje prawa, a pierwszym z nich wygoda ) . Przełknęlam to, bom tolerancyjna, ale tych godzin spędzonych w galerii przy krakowskim pko to nigdy nie zapomnę, tak samo jak i tego, że będąc tak blisko nie odwiedziłam Łagiewnik ani Wieliczki. Akcentem kończącym wyprawę do grodu Kraka był wypad do klubu karaoke. Wszystko fajnie, ale następnego dnia z samego rana miałyśmy wracać więc wróciłam do domu ok. 24.00, spakowałam się i poszłam spać. Dziewczyny ruszyły „w miasto”, obiecując solennie, że wrócą za godzinę. Nie wróciły, a ja się w międzyczasie zorientowałam, ze wraz z nimi ruszył w miasto mój portfel ( a w nim bilety na pociag powrotny, dokumenty i kasa ). Z właścicielką mieszkania dzwoniłyśmy do nich, ale nie odbierały telefonów. Budziłam się co chwilę i szlag mnie trafiał, bo wiedźmy nie wracały. Wreszcie wstałam, pożyczyłam od naszej gospodyni pieniądze na drogę i pojechałam na dworzec. Pociąg był chyba ok. 5.30 czy o 6.00, a do mnie „wędrowniczki” zadzwoniły o 7.00, że już wróciły… Pogratulowałam serdecznie ( na usta cisnęły mi się same „ku….”, ale dałam radę ) i oznajmiłam, że przyjadę do tej „gwiazdy” po dokumenty, gdy tylko wróci do domu. To była jedna z najbardziej koszmarnych podroży powrotnych w moim życiu. Ale gdy już odzyskałam dokumenty ( po które sama musiałam sobie pojechać autem do miejscowości oddalonej od mojej o ok. 30 km ) i powiedziałam znajomej ( już nie przyjaciółce ), co o niej myślę, trochę mi ulżyło. Ale znajomosć się skończyła. Może to i lepiej?...  

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

pogrzebowo

Od kilku dni jestem nieco skołowana i pełna jakiegoś dziwnego, hm, niepokoju, niepoukładania...
Dziś odbył się pogrzeb Sąsiadki. Byłam. Trochę dziwnie było, bo w kaplicy przedpogrzeowej znajdowały się dwa ciała - Sąsiadka spoczywała w trumnie, ustawionej na chłodni, w której znajdował się "ziemski kostium" innej babci, całe szczęście, że niewidocznej.
Na pogrzeb przyszli wszyscy sąsiedzi, kilka osób z rodziny i znajomi z sąsiednich miejscowości. Ksiądz na kazaniu mówił o Zmarłej bardzo dyplomatycznie i uniknął podawania trudnych oraz bolesnych szczegółów z jej życia.
Stypy jako takiej nie było, w moim domu przyjęliśmy kilka osób najbliżej związanych z Sąsiadką i tyle..

piątek, 2 sierpnia 2013

Pamięci Sąsiadki...

Sąsiadka mi umarła w nocy, miała 89 lat. Mieszkała sama więc jej pomagaliśmy robiąc zakupy, zabierając na wizyty do lekarza, sprzątając itd. Gdy byłam dzieckiem, często zostawałam pod Jej opieką i zawsze dostawałam rozmaite łakocie. Pani Ś. miała tzw. "długi  język", ale to jej plotkowanie nie wynikało tyle ze złych intencji czy wredoty, co raczej z bezmyślności i ,w sumie, chęci bycia w centrum zainteresowania.
Dopóki mogła się samodzielnie i pewnie  poruszać, była stałym gościem w moim domu. Gdy nie miała swojego telewizora, przychodziła do nas na seriale. A ile było przy tym komentowania i śmiechu...
Nie zawsze byłam cierpliwa wobec p. Marii, czasem strasznie mnie irytowała, ale tak naprawdę to ją lubiłam i zawsze pomagałam, gdy prosiła mnie o kupienie czegoś, wykonanie telefonu czy cokolwiek innego.
Wraz z Jej śmiercią kończy się jakiś etap w moim życiu... Odeszła kolejna już osoba, która była mi życzliwa i którą traktowaliśmy niemal jak członka rodziny. C tu kryć, p. Maria zawsze była, a teraz nagle ODESZŁA, minie czas nim się przyzwyczaimy, że z okna w domu naprzeciwko nikt na nas nie patrzy...
Spoczywaj w pokoju, Droga Sąsiadko, opiekowałam się grobami Twojego męża i syna, teraz będę czuwać także nad Twoim....