Spotkanie po latach, zupełnie inne niż sobie wyobrażałam, szkoła robienia dobrej miny do złej gry ( kiepsko się czuję sama pośród ludzi, którzy znają się od lat i mają mnóstwo wspólnych tematów i wspomnień ) i "ukradzione" innym chwile rozmowy z osobą, dla której się zjechaliśmy tego dnia w tym miejscu. Prezent, który dałam był skromny ( w porównaniu z wielkimi, ozdobnymi paczuszkami lezącymi obok ), ale prosto z serca. I to chyba najważniejsze...
Szkoda, że nie było czasu na dłuższą rozmowę, ale uczę się przyjmować z wdzięcznością to, co jest mi dane i wyzbywać się własnych wyobrażeń o tym, co inni mogą mi zaoferować we wzajemnych relacjach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz