Za parę dni jadę do Częstochowy, poniekąd w roli przewodnika. Obmyślam program wyjazdu i szukam miejsc, które warto zobaczyć. Mam jakiś cel i to mnie cieszy, mam do czego odliczać dni...
A po powrocie chwila wytchnienia i trzeba się będzie zacząć pakować na urlop. Już się nie mogę doczekać! Bo ileż można pracować ? :)
Wydarzenia ostatnich dni są dla mnie zaskakujące i przysparzają wielkich emocji. Na początku tygodnia odbyłam bardzo ważną dla mnie rozmowę ( dziękuję, Przyjacielu! ) i choć nie spowodowała ona rozwiązania problemu ze skutkiem natychmiastowym to ja czuję ogromną ulgę, bo zrzuciłam z serca wielki ciężar. Dziękuję za modlitwę Wszystkim, którzy o mnie pamiętali i proszę o jeszcze...
A skoro już cofam się w czasie to powiem, że miniony weekend upłynął mi pod znakiem pierogów i plonów. Jak Polska długa i szeroka, tak w każdej chyba gminie organizują imprezę z pierogiem w tle i tytule. A pierogi same w sobie mogą być ruskie, kresowe, ziemiaczane, z kapustą, leniwe, ze skwarkami i cebulką, z czereśniami, truskawkami, jagodami i z czym kto tam jeszcze ma ochotę. Polska pierogiem stoi, rzekłabym nawet, a piwem i wódką płynie, bo bez tych trzech składników żadna impreza nie wypali. Sobotę spędziłam pośród ludzi, którym żaden pieróg nie straszny i w sumie ... dobrze się bawiłam :) ! A niedziela lokalne to święto plonów. Rzadko mi się zdarza bywać na wiejskich festynach "niezawodowo", bo już mi się z lekka "przejadły", ale czasami się wybieram, gdy mam dobry dzień i odpowiednie towarzystwo. W niedzielę miałam. Pojechałam. Było sympatycznie, ale piwo w puszcze sprzedawane po 6 zł to już "lekkie" zdzierstwo....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz