Za mną ciężki tydzień, przesyłka zamówiona na allegrpo dotarła uszkodzona, padł mi laptop i musiałam go oddać do naprawy ( razem z komputerem stacjonarnym, który padł wcześniej ), dwie soboty z rzędu spędziłam w pracy i nawiązałam kontakt z koleżanką z dawnych lat. Poza tym dowiedziałam się, że inna osoba, bliska mi swego czasu, podjęła decyzję, która zupełnie odmieniła jej życie... Mam nadzieję, że się odnajdzie w nowej sytuacji i że wie, że moje drzwi są dla niej zawsze otwarte. Ufam, że się do mnie odezwie, gdy przyjdzie na to czas...
Zrobiłam porządek w pokoju, d...y może nie urywa, ale miło wreszcie zobaczyć jak wygląda moja ława.
Byłam w banku i odblokowałam sobie dostęp do konta elektronicznego, co ułatwi mi życie :).
niedziela, 20 stycznia 2013
poniedziałek, 14 stycznia 2013
antyświadectwo
I po imprezie. Zebraliśmy ładną sumkę, dzieciaki zadowolone, choć wymarzły się na mrozie, no i humory dopisywały wszystkim oprócz mnie. A to dlatego, że planowane spotkanie nie doszło do skutku. Rozmowy z innymi jakoś mnie nie porwały i w sumie skupiłam się na tym, aby nie psuć ludziom nastroju swoją smętną miną. Chyba się udało. :)
W pokoju mam artystyczny nieład, delikatnie mówiąc. I nie chce mi się sprzątać, choć lubię uporządkowane przestrzenie.
Uczę się wypełniać druki KP, RK, KW i inne tego pokroju, co doprowadza mnie do szału, ale muszę to pojąć, bo to teraz należy do moich obowiązków. Ja nie jestem człowiekiem, który by się nadawał na kasjera i nigdy nie sądziłam, że będę musiała to robić, a tu suprise. Frustruje mnie to zajęcie, bo - nie oszukujmy się - dalekie to od moich zainteresowań, ambicji, planów i umiejętności...
Mamy w parafii siostry zakonne, 4 szt. Jedna z nich porusza się przy pomocy balkoniku. W niedzielę obserwowałam ich drogę z kościoła do klasztoru. Trzy kobity w pełni sił leciały do domu oddzielnie, a siostry staruszka zasuwała z tym swoim rusztowaniem sama. Było ślisko, zimno, wszędzie pełno śniegu, a babci żadna współsiostra nie pomogła...
W pokoju mam artystyczny nieład, delikatnie mówiąc. I nie chce mi się sprzątać, choć lubię uporządkowane przestrzenie.
Uczę się wypełniać druki KP, RK, KW i inne tego pokroju, co doprowadza mnie do szału, ale muszę to pojąć, bo to teraz należy do moich obowiązków. Ja nie jestem człowiekiem, który by się nadawał na kasjera i nigdy nie sądziłam, że będę musiała to robić, a tu suprise. Frustruje mnie to zajęcie, bo - nie oszukujmy się - dalekie to od moich zainteresowań, ambicji, planów i umiejętności...
Mamy w parafii siostry zakonne, 4 szt. Jedna z nich porusza się przy pomocy balkoniku. W niedzielę obserwowałam ich drogę z kościoła do klasztoru. Trzy kobity w pełni sił leciały do domu oddzielnie, a siostry staruszka zasuwała z tym swoim rusztowaniem sama. Było ślisko, zimno, wszędzie pełno śniegu, a babci żadna współsiostra nie pomogła...
sobota, 12 stycznia 2013
WOŚP po raz 5
Za 20 minut ruszam do pracy, będę sterczeć na mrozie z puszką w garści i czekać, żeby ktoś coś wrzucił na rzecz WOŚP. Pogoda śniegowa, jest też mrozik więc czapeczka, szaliczek i gruby sweter to podstawa.
Zabrałam też aparat fotograficzny. Może się przydać, muszę jakoś uwiecznić przejawy mojej zawodowej aktywności, he he. To będzie mój 5 finał WOŚP, a drugi albo trzeci jako szefa sztabu. W sumie to ambiwalentny stosunek do tej całej akcji, jestem za, a nawet przeciw. Nie znoszę nachalnych wolontariuszy i uczę moją ekipę, żeby nie byli upierdliwi, wszak ludzie są wolni i jeśli chcą to sami coś wrzucą do puszek.
Nie wnikam ile kasy ze zbiórki trafi do pana O. Ludzie różnie o nim gadają, sama za nim nie przepadam, ale stworzył coś, co w tym roku odbywa się po raz 21. i dawno wyszło poza granice kraju. I przyznam, że trafiam czasem na tabliczki informacyjne w różnych szpitalach, że mają na stanie sprzęt zakupiony przez WOŚP. Niech się dzieje, co chce, ja lecę do pracy, trzymajcie kciuki, żebym wróciła przed północą i zdążyła zdać Wam relację :*
Zabrałam też aparat fotograficzny. Może się przydać, muszę jakoś uwiecznić przejawy mojej zawodowej aktywności, he he. To będzie mój 5 finał WOŚP, a drugi albo trzeci jako szefa sztabu. W sumie to ambiwalentny stosunek do tej całej akcji, jestem za, a nawet przeciw. Nie znoszę nachalnych wolontariuszy i uczę moją ekipę, żeby nie byli upierdliwi, wszak ludzie są wolni i jeśli chcą to sami coś wrzucą do puszek.
Nie wnikam ile kasy ze zbiórki trafi do pana O. Ludzie różnie o nim gadają, sama za nim nie przepadam, ale stworzył coś, co w tym roku odbywa się po raz 21. i dawno wyszło poza granice kraju. I przyznam, że trafiam czasem na tabliczki informacyjne w różnych szpitalach, że mają na stanie sprzęt zakupiony przez WOŚP. Niech się dzieje, co chce, ja lecę do pracy, trzymajcie kciuki, żebym wróciła przed północą i zdążyła zdać Wam relację :*
piątek, 11 stycznia 2013
przy piątku
Nagrody zostaną wysłane pod koniec miesiąca więc czekajcie cierpliwie :)
Humor mam takie sobie, czyli ani zły, ani dobry, średni na jeża. I cóż na to poradzić? Jest średnio i już.
W niedzielę pracuję, za co mogę podziękować człowiekowi w żółtej koszuli i czerwonych portkach, który 21 lat temu wymyślił, żeby zbierać kasiorę na to czy tamto. Cieszę się, bo będzie okazja, żeby spotkać się z dawnym kolegą z pracy, do którego mam sentyment :). Drugi powód do radości to spotkanie z innym kolegą, którego lubię, i którego się mnie trochę onieśmiela. Nie wiem dlaczego...
Chciałabym go lepiej poznać, spędzić z nim trochę czasu i przekonać się jaki jest prywatnie, tak poza biurem. Choć pewnie on nie zwróci na mnie uwagi. Wiem jednak, że mnie lubi, a to już plus.
Humor mam takie sobie, czyli ani zły, ani dobry, średni na jeża. I cóż na to poradzić? Jest średnio i już.
W niedzielę pracuję, za co mogę podziękować człowiekowi w żółtej koszuli i czerwonych portkach, który 21 lat temu wymyślił, żeby zbierać kasiorę na to czy tamto. Cieszę się, bo będzie okazja, żeby spotkać się z dawnym kolegą z pracy, do którego mam sentyment :). Drugi powód do radości to spotkanie z innym kolegą, którego lubię, i którego się mnie trochę onieśmiela. Nie wiem dlaczego...
Chciałabym go lepiej poznać, spędzić z nim trochę czasu i przekonać się jaki jest prywatnie, tak poza biurem. Choć pewnie on nie zwróci na mnie uwagi. Wiem jednak, że mnie lubi, a to już plus.
niedziela, 6 stycznia 2013
czwartek, 3 stycznia 2013
03.01.2013
Podpisałam dziś umowę o pracę. ( Kto zgadnie na jakim stanowisku pracuję, otrzyma nagrodę. )
Sprawdziłam pracę zaliczeniową mojej siostrze.
W niedzielę mam w domu kolędę.
Na dworze ostro targa, tzn. wieje silny wiatr.
Załapałam się na noworoczne ciasto i herbatkę.
Zaczynam planować inwestycje i wyjazdy.
Cioteczka z GB przysłała przed świętami kartkę z życzeniami. Wczoraj siostrzyczka odkryła, że na odwrocie wklejonego w karnet karteluszka jest list :). I dobrze, że to zobaczyła, bo zaczynaliśmy już się bulwersować, że ciotunia nie daje znaku życia.
Sprawdziłam pracę zaliczeniową mojej siostrze.
W niedzielę mam w domu kolędę.
Na dworze ostro targa, tzn. wieje silny wiatr.
Załapałam się na noworoczne ciasto i herbatkę.
Zaczynam planować inwestycje i wyjazdy.
Cioteczka z GB przysłała przed świętami kartkę z życzeniami. Wczoraj siostrzyczka odkryła, że na odwrocie wklejonego w karnet karteluszka jest list :). I dobrze, że to zobaczyła, bo zaczynaliśmy już się bulwersować, że ciotunia nie daje znaku życia.
wtorek, 1 stycznia 2013
Rok 2013 czas zacząć...
... więc do dzieła! Żyjmy pełnią życia i nie zapominajmy o tym, co najważniejsze!
Uwielbiam kalendarze, są magiczne. To cisi świadkowie ludzkiego życia, często skrywają największe tajemnice albo utrwalają ulotne myśli. Kalendarz to coś więcej niż terminarz, ma w sobie coś z pamiętnika i dziennika. To taki cichy przyjaciel, skryty zazwyczaj w przepastnych głębinach torebek, aktówek, plecaków czy walizek, często niedoceniany, ale bardzo przydatny. Kupowany raz do roku i przez 365 dni gotowy do przyjmowania kolejnych zapisków, w pewnym sensie odzwierciedla życie. Dla mnie to taka "przenośna pamięć" :)
Mój tegoroczny kalendarz kosztował ok. 7 zł, nie ma żadnych ekstra bajerów, ale zauroczył mnie, gdy tylko go zobaczyłam. Pierwsza strona jest dedykowana Wam :)
I
Uwielbiam kalendarze, są magiczne. To cisi świadkowie ludzkiego życia, często skrywają największe tajemnice albo utrwalają ulotne myśli. Kalendarz to coś więcej niż terminarz, ma w sobie coś z pamiętnika i dziennika. To taki cichy przyjaciel, skryty zazwyczaj w przepastnych głębinach torebek, aktówek, plecaków czy walizek, często niedoceniany, ale bardzo przydatny. Kupowany raz do roku i przez 365 dni gotowy do przyjmowania kolejnych zapisków, w pewnym sensie odzwierciedla życie. Dla mnie to taka "przenośna pamięć" :)
Mój tegoroczny kalendarz kosztował ok. 7 zł, nie ma żadnych ekstra bajerów, ale zauroczył mnie, gdy tylko go zobaczyłam. Pierwsza strona jest dedykowana Wam :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)