środa, 26 lipca 2017

Nauki przedślubne

Nauki przedmałżeńskie w toku. Pierwsze zaskoczenie - odpłatność. Dowiedziałam się o tym dopiero na pierwszym spotkaniu. Na stronie internetowej nie było żadnej wzmianki o kosztach. Nie miałam też znajomych, którzy chodzili na spotkania tam, gdzie my więc i spytać nie było kogo. Zapłaciliśmy, oczywiście. Po jakimś czasie na stronie napisali, że od sierpnia opłata wynosi 180 zł. I to tyle jeśli mowa o pieniądzach.
Ilość uczestników - duża. Kilkadziesiąt osób. Wydawało mi się, że jesteśmy najstarsi, ale jednak nie.
Organizacja - trzy spotkania (grupowe) po trzy godziny (w praktyce krócej), potem trzy spotkania (indywidualne) w poradni życia rodzinnego. Ciężko wysiedzieć, bo krzesła niewygodne. Staram się skupiać i słuchać, ale różnie bywa, zwłaszcza gdy mowa o rzeczach dla mnie oczywistych. Mam tu szczególnie na myśli konferencje księdza, od których zaczynają się spotkania (potem przemawiają świeccy wykładowcy). Ostatnio jednak z ust ksiądza padło zdanie, które poruszyło mnie do żywego. Zapisałam je sobie nawet, bo wzbudziło mój całkowity wewnętrzny sprzeciw i podcięło skrzydła. Cóż, bywa.
Muszę nas zapisać na wizytę w poradni. Ciekawe, co tam się będzie działo...bo do tej pory nic mnie "nie porwało". Zaczynałam nauki z entuzjazmem, teraz to już dla mnie tylko obowiązek. Choć dziś przyszło mi na myśl, że może jednak powinnam się "ogarnąć" i spróbować wycisnąć z tych nauk jak najwięcej, wszak to coś, co już się więcej nie powtórzy...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz