środa, 26 lipca 2017

Awaria, której nie było

Żaden samochód nie był mi straszny... do dzisiaj! Wybraliśmy się do pewnej instytucji, by załawić to i owo. Nie było gdzie zaparkować więc ustawiłam auto wzdłuż samochodów na parkingu z nastawieniem, że jak trzeba będzie kogoś wypuścić to odjadę i już. Narzeczony poszedł, ja sobie czekałam. Widzę, że ktoś będzie odjeżdżać więc przekręcam kluczyk w stacyjce i...NIC! Kontrolki się świecą, silnik ani drgnie. Szybka ocena sytuacji i zwalniam ręczny, żeby zjechać trochę (parking spadzisty). Udało się. Raz, drugi taka akcja, przeplatana usilnymi probami uruchomienia silnika, i klęska. Auto padło. Próbowałam je nawet sama pchać (ku uciesze pana z budki, wpuszczającego na teren posesji pojazdy uprzywilejowane), ale nic to nie dało. W końcu mój samochód zablokował drogę dojazdową do jednego z sąsiednich budynków. "Nosz, ku*wa jasna" - myślę sobie brzydko, coraz bardziej zestresowana. Nagle z tej drogi wyjeżdża auto. Podchodzę do kierowcy i zrozpaczona oznajmiam, że przepraszam, ale nie jestem w stanie uruchomić samochodu. Kierowca wychodzi, za nim jego żona. Pchamy wspólnie mój wehikuł. Sukces, droga przejezdna. Dziekuję i przepraszam, małżeństwo odjeżdża. Piszę rozpaczliwe smsy do narzeczonego, który w końcu wyłania się z gąszcza budynków i budyneczków. Moje wiadomości podsumowuje krótko: "Fujara", po czym siada za kierownicę i odpala...jak gdyby nigdy nic. "Nosz, ku*wa jasna, jak to?" - to jedyne pytanie, które udaje mi się wyartykułować. Odpowiedź banalna, że przecież w tym konkretnym aucie, po dłuższym postoju, trzeba najpierw pilotem zamknąć i otworzyć drzwi, a potem wcisnąć sprzęgło i uruchomić silnik. Super, szkoda tylko, że NIKT MI TEGO NIE POWIEDZIAŁ!!! 
Emocje opadły, teraz ta sytuacja mnie śmieszy, choć poczucie bezradności na parkingu było straszne.
No, ale przynajmniej  mam o czym pisać :)...

1 komentarz:

  1. ha ha :-D Moja sytuacja kiedyś podobna - centralnie na pasach, w samym centrum miasta, idealnie w godzinie szczytu - zgasł i koniec. Poprosiłam innych, żeby go zepchnęli na bok. Zepchnęli, siadłam za kółkiem i ... zapalił od razu :-D

    OdpowiedzUsuń