środa, 26 listopada 2014

żul

Wieczór w pracy, trudno powiedzieć kiedy będzie można iść do domu. Głód. Zamawiamy dużą pizzę i dzielimy się z koleżankami z pracy, częstujemy je z sympatii i uprzejmości, no i dla podtrzymania tradycji podsuwania współpracownikom smakołyków z rożnych okazji jak i bez. Jedna pani  ma biuro dwa pokoje dalej, była akurat zajęta więc postanowiłam zatargać jej kawałek pizzy osobiście. Idę przez korytarz. Nagle otwierają się drzwi do jednej z salek, wyłania się z pokoju pan "mgr sztuk wszelakich" i pyta co to tu tak jedzenie noszą. Uśmiecham się i idę przed siebie. Wracam do swojego biura i słyszę jak pan mgr podpytuje inną koleżankę czy i on dostanie coś do jedzenia. A wychodząc rzuca komentarz w moją stronę, że nawet na okruchy się nie załapał..
Zwątpiłam!
Nadmieniam, że pan mgr nie jest moim/naszym serdecznym znajomym. Nie jest nawet naszym współpracownikiem. Zawsze nas opija z kawy i herbaty, ale jakoś nigdy jeszcze nie zasponsorował ani jednego, ani drugiego...

2 komentarze:

  1. Skarbie ja też znam takich co to się pchają na krzywy ryj... Omijaj ich z daleka kiedy tylko możesz, bo nie warto tracić zdrowia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm chciał skubnąć a nic nie dał od siebie, mężczyzna chciałby żeby mu dogadzano...

    OdpowiedzUsuń