piątek, 27 września 2013

urlopowy luz i album z wakacji

W urlopowej beztrosce i relaksie zatęskniłam za blogiem, czemu w chwili obecnej daję wyraz, pisząc wyluzowaną notkę :)

Zacznę od hitu dzisiejszego dnia - scenka w sklepie:
Martucha: - Dzień dobry, poproszę gumy.
Sprzedawca: - Może być durex?
Martuha: - Do żucia! :D

***

Tak, powodów do radości mi ostatnio nie brakuje, a właściwie jest ich o wiele więcej niż powodów do załamki, toteż celebruję z rozkoszą te błogie chwile i  jestem hojna w wysyłaniu do ludzi uśmiechów. Tak, zdecydowanie, ten urlop jest w pełni zasłużony i wykorzystuję go do cna. Podróżuję. Spędziłam tydzień w GDA, w towarzystwie pani Ag. której chwała i dziękczynienie niech będą za cierpliwość w stosunku do mnie oraz za odebranie mnie z dworca pkp. Równie wdzięczna jestem pani A., która dała się poznać "w realu" i okazała się znakomitym przewodnikiem, a także znawczynią miejskich legend. Dziękuję, Drogie Panie :*!
Strasznie mi się w GDA podobało, miasto piękne, ludzie ( na ogół ) przyjaźni, dużo ciekawych miejsc i morze, morze przede wszystkim! Gdy je zobaczyłam , zawyłam z radości i uwierzyć nie mogłam, że oto jestem i marzenie staje się rzeczywistością! To było dla mnie niesamowite i bezcenne!
Inne wspomnienia, których jest mnóstwo, są równie miłe, ale z uwagi na  dbałość i swoistą zwięzłość tych moich wynurzeń, pozwolę sobie rzucać retrospekcjami hasłowo...
A więc, gdy teraz myślę: "GDA" to widzę...
- statki i stateczki,
- stocznię,
- trzy świnie,
- panienkę z okienka,
- "Żabkę",
- św. Józefa i kaplicę adoracji Najśw. Sakramentu,
- tramwaje :D
- bursztyny ( znalazłam !!! ),
- latarnię morską ( wlazłam, a właściwie wbiegłam na nią razem z panią Ag. )
- Westerplatte ( serce mocniej zabiło ... ),
- uśmiechniętą kawunię,
- Neptuna,
- rzygacze,
- chwile wyciszenia i modlitwy ( sic! ) nad morzem,
- lotnisko,
- dom ss. OCD w Gdyni ( warto było moknąć, by tam dotrzeć ),
- wszechobecnego św. Mateusza ,
- czekoladę,
- cudowną pogodę ( wyjeżdżałam z domu w deszczu i wracałam w deszczu ),
- busa powrotnego, którego nie było i musiałam wracać kilka godzin później,
- panią z wózkiem dziecięcym, której pomogłam pokonać niesamowicie strome schody
... i całą masę różnych różności, o których może teraz nie pamięta, ale które, jak znam życie, przypominać mi się będą w najmniej oczekiwanych momentach, powodując niepohamowany śmiech.
Było cudownie, dziś wywołałam trochę zdjęć i powiesiłam kilka z nich na ścianie, reszta znalazła miejsce w albumie.
W poniedziałek ruszam w kolejną wyprawę, krótszą, co prawda, ale bardzo ważną i, w sumie, nieoczekiwaną. Trzymajcie kciuki, bym się nie zgubiła, a właściwie ... odnalazła :) !
A w "gratisie" kilka zdjęć z pierwszej części urlopu...


 
 
 
foto Ag. :)
 





 
foto Ag. :)
 

foto Ag. :)

5 komentarzy:

  1. To były piękne chwile... aż się sama mordka uśmiecha na wspomnienia zawarte we wpisie :)
    Ag. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wakacyjne voyage - uwielbiam! Zazdroszczę, ale po chrześcijańsku- ciesząc się razem z Tobą :) Extra! No i zdjęcia- naprawdę dobre! Pax!

    OdpowiedzUsuń
  3. Scenka ze sklepu i uśmiechnięta kawa! - świetne! :)
    Myniu, jak mi miło, że zaglądasz do mnie! Przyznaję, że ostatnio brak mi było dyscypliny, mam nadzieję, że to się zmieni :D
    tez Cię muszę wreszcie kiedyś poznać!! :D :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha dialog sklepowy wymiata :D
    Super że odpoczęłaś, bardzo mi brakuje tamtych stron, ech może kiedyś...
    Fotki świetne!

    OdpowiedzUsuń
  5. hej, ciesze się że odpoczełaś i nabrałaś innych jakże wiele pozytywnych wrażeń i emocji, :) to twój sukces, tak 3maj. :)
    upierdliwy anonimowy :)

    OdpowiedzUsuń