Dziś przez moment myślałam, że mam wylew, potem zawał, a na koniec, że umieram, ale ostateczna diagnoza to problemy z żołądkiem i wszystko, co się z tym wiąże ( nudności...). W efekcie nie dotarłam na zajęcia ( w ten weekend mam zjazd ), posiedziałam w samochodzie, popłakałam się i wróciłam do domu, gdzie zaś się nasłuchałam o tym, że muszę się odchudzać. W trudnych chwilach "towarzyszyła" mi Agata ( thank you :* ) i dzięki niej zakończyła się moja udręka, gdy poradziła, bym włożyła palec do gardła. Teraz się już z tego smieję, choć nadal leżę na łożu boleści, ale gdy prowadziłam auto ( w najgorszy upał ) i nagle poczułam, że coś jest ze mną nie tak...
Mam nadzieję, że do jutra mi przejdzie, bo rano zajęcia, potem gościa, a wieczorem koncert :)
Niezmiernie się cieszę, że uratowałam dziś życie :D Kuruj się i wracaj szybko do zdrowia! ;*
OdpowiedzUsuń