Kolejny weekend za nami. W sobotę wybrałam się na koncert Lady Pank i bawiłam się całkiem dobrze, chociaż nie lubię ich wokalisty ( wielokrotnie łapał się za krocze i klepał po d.... ), a muzycy są mi jakoś tak po prostu obojętni. Nie przeszkadzało mi to jednak w śpiewaniu, podskakiwaniu, wymachiwaniu rękoma i robieniu innych rzeczy, które się robi podczas koncertów :D. Cieszę się, że wpadłam na to, aby założyć glany, bo nawet gdyby jakimś cudem udało mi się nie zatonąć w błocie, to stopy miałabym zdeptane na bank! :D A tak, byłam panią sytuacji. Rzeczą, która mnie najbardziej zaskoczyła, była prośba organizatorów o nierobienie zdjęć podczas występu. No, z czymś takim się jeszcze nie spotkałam. Ja tam za fotkami Jana i spółki płakać nie mam zamiaru, ale zastanawiałam się jak można wyegzekwować przestrzeganie zakazu przy tak wielkiej ilość osób przybyłych na koncert. Podobno ochroniarze zwracali uwagę tym, którzy fotki robili, ale czy to ma sens? :)
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Refleksja (po)koncertowa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz