Ciągle ktoś mi czegoś zakazuje lub nakazuje. Nie jedz tyle, bo będziesz gruba / znowu jesteś przeziębiona, nie masz wcale odporności!/ wypiłaś wino z koleżanką, na rodzinnej imprezie nie opuściłaś żadnej kolejki - jesteś pijaczką!/ zrób porządek w samochodzie / taka ładna bluzka - czemu jej nie nosisz?/ Co się tak nadąsałaś? Trzeba się uśmiechać... / Ale jak to nie pójdziesz na wesele? / I już się obraziłaś, tobie nie można nic powiedzieć!...
I tak w kółko, w pewnym momencie szlag człowieka może trafić. A gdzie wolność wyrażania siebie i swoich opinii? Człowiek ma bliżej do 30. niż do 25., a bywa traktowany jak pięciolatek. To bywa deprymujące! Staram się walczyć o siebie, ale są momenty kiedy widzę tylko jedno rozwiązanie - wyprowadzkę ( przynajmniej na miesiąc ). Jest tylko jeden mały szczegół, nie stać mnie na to, ot co.
A wracając do głównego tematu, jak mam akceptować siebie skoro ciągle nie spełniam oczekiwań innych lub jestem przez nich kontrolowana i obserwowana ( dyskretnie, ale jednak )? Normalnie jak reality show !
Ciężko, ciężko... :( m. in. dlatego nie chcę wracac po studiach do domu... Ale jak zostawić rodziców samych na starsze lata? dorosłość jest trudna!
OdpowiedzUsuńŻycze Ci siły :*
No, właśnie! Jak ich zostawić? Zwłaszcza, że moje rodzeństwo już dawno na swoim...
UsuńA ile mają lat? Chorują?
UsuńMartuś, rodzeństwo na swoim, ale ty też masz prawo mieć swoje, a nie być pomocą domową przez resztę życia. Normalnie zostawić, mieć swoje życie, a opieką nad rodzicami, kiedy już NAPRAWDĘ będzie potrzeba, najlepiej się zająć z rodzeństwem na zmianę. To też ich rodzice.
Moja ciocia miała podobne podejście co Ty i teraz cóż, jest starą panną po 50-tce, bez własnego życia, bo dalej mieszka z mamą. Tego chcesz dla siebie? Nie sądzę...
Ja mam o tyle dobrze, że mieszkam 75 km od starszych rodziców, dlatego nie mogę się wyprowadzić dalej, ani zacząć innej pracy. W domu rodzinnym, tj. w okolicy na pracę też nie mogę liczyć, choć tak naprawdę ja pracować mogę wszędzie, ale nie wracam... Ze względu na inną mentalność tamtych ludzi, zero znajomych... itd...
OdpowiedzUsuńA problem taki znam i nawet dziś byłam świadkiem niestety traktowania 35-letniej koleżanki jako dziecka 5-letniego... Cóż... życie
Podziwiam Cię za to, że jesteś mega zaradna i sama wszystko ogarniasz! :*
UsuńMoże się mylę, ale czy te wypowiedzi to nie w większości lub całości mama?
OdpowiedzUsuńNie daj się, masz prawo żyć jak dorosły człowiek i nie słuchać takich bzdur. Powiedz, że nie życzysz sobie takich tekstów i to Twoje życie, a nie telenowela. Ja na Twoim miejscu jednak pomyślałabym o przeprowadzce. Australia też piękny kraj :P
Rivulet, Twoja intuicja jest niezawodna - cytuję moją rodzicielkę. ;)
UsuńPrzechodziłam podobną historię, tylko w odwrotną stronę. Podobnie jak Ty z mamą, miał mój brat ze mną. W dość mocny sposób sobie poradził, ostro wymagając, by przestać go tak traktować. Wtedy mnie to bolało. Dziś wiem, że było to nam obojgu potrzebne...
OdpowiedzUsuńGdyby nie tamta sytuacja, pewnie do dziś mówiłabym do ponad trzydziestoletniego faceta: synu... (jest ode mnie dużo młodszy i tak trochę go traktowałam). Teraz jest po prostu bratem.
Jest tylko jeden niuans: nie mieszkaliśmy razem. Ale ile razy się spotykaliśmy, tyle razy słyszał moje i rodziców uwagi, co powinien. To musiało być bardzo niesympatyczne.
Pozdrawiam :)
PS. Dotarłam... ;)